Eline pisze:
Kaczmarskiego, niestety, znam dość kiepsko i pluję sobie w brodę, że tak późno go poznałam.
Ja się na Kaczmarskim wychowałam... najpierw jako mały dzieciak słuchałam z ojcem jego kaset (kiepsko, bo "w podziemiu" nagranych i potwornie zjechanych od ciągłego przesłuchiwania) i ojca opowieści o tajnych koncertach, o przemykaniu się przed MO i UB z magnetofonem i kolportowanymi kasetami pod kurtką... potem tych pierwszych dostępnych normalnie... potem jak już Kaczmarski przyjeżdżał do Polski, chodzilam (dalej z ojcem lub sama) na koncerty i to były najbardziej niesamowite wrażenia: posłuchać interpretacji Jacka na żywo, takiej, że czasem znajdowało się pod tekstem jeszcze kolejną jego warstwę, porozmawiać z nim w przerwach... I te rozmowy były piękne, pokazywały, że to nie żaden nadęty "artysta", że o doświadczeniach, które zebrał on i jego przyjaciele, jego pokolenie, mój ojciec i jego przyjaciele, to samo pokolenie właśnie, można mówić mądrze i bez sztucznego patosu. Że można wyciągać wnioski. Że można analizować to, co było i to, co jest i mówić o tym z tą samą śmiałością i przenikliwością - szyderstwem ale niekoniecznie złośliwością. Do tego człowiek szalenie życzliwy i mimo wszystko pogodny.
Później już sama kompletowałam sobie jego albumy, wyżebrałam od ojca wydany w tamtym czasie, jeszcze w tajnej drukarni tomik tekstów.
A potem był wstrząs, jakim była śmierć Kaczmarskiego. Bo dla mnie to był duży wstrząs, nie zaskoczenie, ale wstrząs. Dla mnie, jego teksty, jego albumy były czymś, jak nie przymierzając, poezja Mickiewicza czy Słowackiego. I ta świadomość, że już nic nie napisze, nie zaśpiewa, nie skrytytkuje dowcipnie i celnie... Dlatego lubię słuchać albumu "Dwie skały". Bo Kaczmarski prezentował go na jednym z koncertów, na których byłam. Bo już wtedy "coś mnie tknęło", bo w utworach z tego albumu tyle było o "wieczności", bo na tym koncercie Jacek miał ewidentne problemy krtanią, bo na przerwie uśmiechał się przepraszająco "zdrowie już nie to"... :( I kiedy pojawiły się pierwsze pogloski, na co choruje, to wiedziałam, że on już wtedy wiedział... :(