CURRENT MOON ![]() |
Blog > Komentarze do wpisu
Moi współpracownicy
Wzorem Vespy zachciało mi się opisać i scharakteryzować ludzi, z którymi pracuję. Dzięki temu, jak kiedyś będę tu o nich plotkować, będzie wam łatwiej zrozumieć, kto jest kto. :) Mam jednocześnie wielką nadzieję, że oni tego bloga nie czytają. Janusz. Zwany też szefem. Pan doktor, bardzo porządny, miły i mądry człowiek. Trochę mu brakuje do Promotorki Mojej Ulubionej, po trosze przez jego roztargnienie i fakt, że nie zawsze wszystko wie, a ona wiedziała. Bo ona była jak wiedźma, a to jest tylko facet. Wszystkowiedzące są tu raczej Ewa i Dagmara więc szefa tylko lubię, bo jest za mało genialny, żeby go wielbić. Przy tym cieszę się jednak, bo to już trzeci po obu promotorkach przełożony, z którym się świetnie dogaduję. Dagmara. Doktorantka profesora S. Strasznie podobna do Oh-reen, zarówno z wyglądu jak i sposobu bycia. Energiczna i wesoła dziewczyna, już ją bardzo lubię, a może polubię bardziej. Wszędzie pełno jest różnych rzeczy podpisanych "Nie ruszać!!!! Daga". Ma ona jasny obraz tego, jak powinna wyglądać praca nas wszystkich, a już szczególnie jej doktorat. Przedwczoraj zabroniła szefowi i Wojtkowi trzymać buty pod biurkiem. Posłuchali. Potem skontrolowała, czy szef dał mi dobrą szafkę na kubek, żeby nie powtórzyła się awantura z kurtką. Ogólnie bardzo dobrze równoważy bałaganiarstwo facetów, bez niej mogłoby być ciężko coś znaleźć. Mieszka z mężem na Sępolnie, więc może ją spotkam poza pracą od czasu do czasu. Iza. Pani doktor. Nie odgrywa na razie w tej opowieści większej roli, bo rzadko rozmawiam z nią więcej niż "cześć - cześć". Z drugiej strony jedyna osoba, która zwróciła głośno uwagę na zmianę mojej fryzury. :) Też mieszka gdzieś niedaleko mnie. Wojtek. Pan doktor. Namiętnie otwiera okno z samego rana zaraz po przyjściu do pracy. Poza tym jest fajny, szczególnie, gdy trzeba mi odkręcić jakąś mocno zakręconą butelkę, albo zdjąć coś z wysokiej półki. Chyba żonaty, niestety. ;) Andrzej. Pan docent dr hab. Zdaje się, że miły człowiek, ale nie udało mi się z nim do tej pory porozmawiać. Może dlatego, że ma kłopoty ze słuchem i trzeba do niego mówić głośno, a mnie głupio się wydzierać. Bo jak się mówi normalnie, to on tylko kiwa głową i nic nie odpowiada. Poza tym facet jest chorobliwie nieśmiały, gdy szef mu mnie przedstawiał, Andrzej stał ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię i widać było, że sytuacja strasznie go stresuje. Ale może powoli się do mnie przekona. Na razie nawet nie mówię mu na "ty", żeby się nie obraził. Ewa. Pani magister (tak wynika z tabliczki na drzwiach), ale nie doktorantka, bo pani pod pięćdziesiatkę. Urzęduje nie w pokoju, tylko w labie na przeciwko i ma wszystko pod kontrolą. Dogląda laboratoryjnych myszy, przygotowuje pożywki i komórki, zamawia sprzęt itp. Z drugiej strony nie jest to też zwykła pani techniczna, nie ktoś taki, jak pani Grażynka z Tamki. Do Ewy przychodzą na kawę różne panie i ona z nimi dyskutuje o ostatnio przeczytanych publikacjach. W dodatku jest wymieniana jako współautor przy artykułach szefa, Dagmary i innych. Z nią jestem (na razie) per "pani". I też ją lubię. Profesor S. Głównie widzę go, kiedy wtyka głowę przez drzwi i omiata nas wzrokiem, albo zaczepia na korytarzu i wypytuje, czym się akurat zajmujemy i jak nam się pracuje. Przypuszczam, że tak właśnie przedstawia się typowy okaz kierownika. Czasem jeszcze przychodzą Ula i Sylwia, ale o nich już pisałam ze dwie notki temu. Sylwię lubię, Uli nie. :) wtorek, 28 listopada 2006, nita_callahan
|