CURRENT MOON
Blog > Komentarze do wpisu
Puścili mnie dziś wcześniej :)

Bo musiałabym inaczej siedzieć do 19, a skoro nie chcieli, żebym siedziała, to nie miałam tym samym nic do roboty i mogłam sobie iść.

Może mają źle ustawiony ten monitor, bo oczy mnie od niego bolą, a przecież nie powinny od 21 calowego LCD. ;)

Poznałam dziś Dagmarę, która okazała się bardzo fajną i sympatyczą osobą, poza tym, ze faktycznie strasznie wszystkich ustawia. Najbardziej szefa, który potulnie wykonuje jej polecenia. ;) Potem wyłączyli prąd i mieliśmy głupawkę z tego powodu. Andrzej, ponoć wielki specjalista od blotów, największy na całym piętrze, powiedział przy śniadaniu, że jutro będzie robił elektroforezę i może mi pokazać. A jeszcze potem szef mnie strasznie przepraszał. Okazało się bowiem, że szafka na kurtkę wskazana przez niego jako niczyja, należy do jednej pani docent i Ewa przyleciała do mnie z krzykiem, że się wieszam w cudzych szafkach. Dodatkowo rycersko stanął w mojej obronie i wział całą winę na siebie. :) Zaczynam tych ludzi lubić coraz bardziej, a to dopiero drugi dzień.

Poznałam też Sylwię (wolontariuszkę) i Ulę (magistrantkę szefa), dziewczyny z Politechniki. Sylwia jest fajna, a Ula też robi fajna, jak się przy niej trochę powymądrzać. Dziewczę bowiem traktuje mnie z góry, wygłasza prawdy objawione i notorycznie myli "przynajmniej" z "bynajmniej". A o pracy jałowej nie słyszała chyba nigdy, jak jej te komórki nie porosną bakteriami, to jestem święta. Na szczęście akurat ja odowiadam za eksperymenty Sylwi, a za jej odpowiada szef, więc nie będę jej zwracać uwagi, zobaczymy, co będzie.

A teraz odnośnie przedstawicieli handlowych:
Tarkus, mój drogi cyniku. To, co napisał Lukas jest tylko po części prawdą. Praca zdecydowanej większośći przedstawicieli, szczególnie początkujących, polega na jeżdżeniu od przychodzni do przychodni, wpychania się bez kolejki (którą to kolejkę stanowią głównie stada wkurwionych emerytów) do lekarza, który wcale nie ma na to ochoty i przeważnie wyrzuca cię z gabinetu. To wszytsko wiem od kolegi z roku, który żyje szybko (żona, dwoje dzieci, studia no i praca, żeby utrzymać rodzinę), który właśnie na taką dorywczą robotę się zdecydował. I spotkałam go akurat w przychodni, kiedy był wyrzucany z gabinetu. I wierzę mu, bo przez 5 lat dał się poznać jako osoba wiarygodna i zrównoważona.
Dodatkowo ja akwizytorów leków nie lubię, nie lubiłam i lubić raczej nie będę. I nie w głowie mi zostać jednym z nich. I nie po to kończyłam studia, żeby sprzedawać cokolwiek, wręcz przeciwnie, kończyłam, żeby klonować geny, co robię właśnie teraz. A najważniejsze jest to, że nie nadaję się do kontaktów z ludźmi. I nie lubię tego. W tą ogromną kasę też nie wierzę. Howgh. :)

wtorek, 21 listopada 2006, nita_callahan

Polecane wpisy

  • Pogoda we Wrocławiu

    Też taką macie? Pół godziny błękitnego nieba, potem na horyzoncie pojawia się czarna chmura, która zbliża się z wielką prędkością, robi się ciemno, a z chmury l

  • Ela ma kota

    Pewna pani przyniosła do weterynarza na operację roczną kotkę, maine coona, a potem po nią nie wróciła. Zapytana przez telefon wyjaśniła, że kota już nie chce,

  • Grrrrówno

    Notkę niniejszą piszę w imieniu babci, która do niczego już dzisiaj nie jest zdolna. Wróciłam z zakupami, umyłam włosy, a ciągle jeszcze nie jestem zmęczona. Mi

Komentarze
2006/11/21 20:31:38
Podoba mi się twoje podejście do pracy:)
-
2006/11/21 23:27:52
Nie powiem, mnie od tego zawodu też odstręcza. No ale wiem, że akurat kasa jest nienajgorsza, plus samochód, komórka i zapewne jakieś inne gadżety. No i po kilku latach jest awans, i już się nie chodzi po przychodniach, tylko dogląda się młodszych kolegów-akwizytorów i pisze raporty. Aha i jeszcze jedna informacja z życia wzięta - moja przyjaciółka na praktykach u lekarza pierwszego kontaktu wielokrotnie była świadkiem "nalotów" konsultantów, i wg niej wygląda to tak:
- Witam panią doktor! Mam tu dla pani ofertę...
- Dzień dobry! E tam, pewnie to samo co ostatnim razem. Lepiej mi pani powie, jak tam wakacje!
I tu kilkanaście minut plotkowania o urlopach i pogodzie. A na koniec:
- To da mi pani jeszcze jakieś długopisiki...
No ale wiadomo, to nie była świeżo upieczona przedstawicielka:) To tylko tak dla przeciwwagi:)
Tak sobie myślę, że do tej roboty trzeba się urodzić. Nie wyobrażam sobie np takiego wyrzucenia za drzwi, brrr.
-
2006/11/22 01:31:39
No, jest w zasadzie tak jak pisze Hobdubhlin. Przedstawiciel wpada do gabinetu i mówi: "Firma XX, chciałem się tylko przypomnieć z lekami XY i YZ :) A właściwie co nowego u doktora? A u żony co słychać? Ależ dzisiaj pogoda... Oglądał pan wczorajszy mecz? Ale daliśmy im popalić!"
Itd :)
Na koniec: "To ja poproszę o pieczątkę i zostawię próbki leków, długopisy, notesy..."

Osobiście z ciekawszych gadżetów przez ostatnie 2 miesiące dostałem (oprócz fury długopisów i notesów) kilka linijek do EKG, pomysłowy zakreślacz, fajną smycz do telefonu, i torbę podróżną :) No i zjadłem kilka razy niezły obiad :)
-
2006/11/22 10:14:29
Kim jest ten tajemniczy Takus, któremu odpowiadałaś? ;>>
-
2006/11/22 10:50:11
To już nawet człowiek nie ma prawa do litrówki po całym dniu pracy? ;)

"właściwie co nowego u doktora? A u żony co słychać? Ależ dzisiaj pogoda... Oglądał pan wczorajszy mecz? Ale daliśmy im popalić!" - zupełnie nie umiem prowadzi takich rozmówek. Z tego wniosek, że się nie nadaję. :)