Archiwum
Zakładki:
Indywidualnie
Ludzie, którzy wiedzą, znaczy, wszystko
Moje miejsca sieciowe
CURRENT MOON ![]() |
czwartek, 30 kwietnia 2009
W kwestii cycka vol.4
Wczoraj zdjęli mi szwy, dzisiaj odkleiłam ostatni profilaktyczny plaster. Od jutra wolno mi się myć, a od poniedziałku dźwigać ciężary. ;) Wygląda na to, że po zabiegu nie będzie śladu, już teraz nic nie widać, tylko pod miejscem cięcia pierś jest twarda i trochę drętwa. Ale nicto, właściwie baaaardzo rzadko ktoś maca mi cycki, a jeśli kiedyś zechce, to niech bierze z dobrodziejstwem inwentarza, nie będzie miał wyjścia.
środa, 29 kwietnia 2009
Założę tego fotobloga, zobaczycie :)
Tylko najpierw muszę porobić takie zdjęcia, żeby mi się nie przestawały podobać zaraz po zgraniu na kompa. Bo te, które mam, są jednak naprawdę beznadziejne.
wtorek, 21 kwietnia 2009
Pusta
Co oznacza, że zdechła ze starości, nie ja ją zepsułam. :) Wiem, 140 godzin pracy to mało, skoro producent podaje minimum 200, no ale fakty mówią za siebie: złoże się ubiło, znaczy - kolumna zdechła. Nasze kombinacje z PCRem, obniżanie stężenia DNA, magnezu, kupowanie butelkowanej wody i rozpaczliwe szukanie w instrukcjach tego, jeszcze mogę robić źle, były niepotrzebne, albowiem kolumny nie zatruły próbki. Zdechła sama z siebie, gdyż nadszedł jej czas. Przy następnej spróbuję pokombinować nad delikatniejszym zmienianiem szybkości przepływu, bo tylko to mogę zmienić z rzeczy, które ją dobiły. Zarówno czas pracy, temperatura pracy jak i to, co przez nią przepuszczam, muszą pozostać bez zmian. Wprawdzie metody ustawiał producent, a autorytety też mi mówiły, że nawet na nagłe zmiany ciśnienia to złoże powinno być odporne, ale cóż, fakty mówią za siebie, a ja jestem uparta. No i niestety taki krótki czas życia kolumny kosztującej parę tysięcy oznacza, że cała praca na HPLC staje się nieopłacalna, ale to już, że tak powiem, nie mój problem i nie ja będę podejmować ostateczną decyzję. Ja mogę pokombinować, teraz już na spokojnie, po wykluczeniu 90% podejrzanych. :) No i, last but not least, bardzo jestem wdzięczna Bartkowi, że to cholerstwo dla mnie rozkręcił. Jedyny prawdziwy mężczyzna z całym instytucie.
sobota, 18 kwietnia 2009
A teraz przerywnik
1. Osiągnięcie jednego z życiowych celów 2. Podział ról w stadzie 3. Bez komentarza
piątek, 17 kwietnia 2009
W kwestii cycka vol.3
Mój biedny cycek został z konieczności strasznie zmaltretowany. Wyglądało to tak: wycinamy małą dziurkę, pogłębiamy i macamy paluchem w poszukiwaniu guza. Gdzieś tam jest, na pewno w tej piersi w każdym razie. Tniemy głębiej, bo gdzieś tam musi być. Wkładamy palucha i macamy. Jest? No gdzie on jest? Chyba gdzieś tutaj. Ale tak głęboko, że nie mogę się dostać, tniemy trochę głębiej. Ups, takie wielkie naczynie? W takim miejscu? Dobra, przestało płynąć. Macamy, o, jest, chyba jest. Tylko jak się do niego dostać? Daj nożyczki. Aaaależ wielki, dobrą decyzję podjąłem żeby go wywalić. O, zobacz, jeszcze coś się za nim ciągnie. Tniemy głębiej. Macamy. Ała? Już znieczulamy. A, żebra pani czuje? No ale to nie moja wina, że pani ma piersi wyrastające z gołych żeber. On jest strasznie głęboko, gdybym go nie widział na USG to bym się nie podjął. No dobra, gotowe, szyjemy. Ładny, nie? Ups, co ja robię nie tak? Musiałem znowu w to naczynie kłujnąć. Przestało? Nie, jeszcze płynie. Dobra, teraz przestało. Szyjemy i nie będzie śladu, daję słowo. Jakieś 40 minut. :] W sumie na samym stole było fajnie, ciekawe doświadczenie. Zwłaszcza, że sobie popatrzyłam, bo wszystko się odbijało w lampie nade mną. Gdybym nie mogła patrzeć to chyba byłoby nieprzyjemnie. Najbardziej dołujący byli ci wszyscy ludzie na korytarzu, szefowa miała rację, że akurat w DCO jest strasznie pod tym względem. Miała rację z jedną jeszcze rzeczą, mianowice słowo "instytut" rzeczywiście działa jak zaklęcie. Aż nie mogłam w to uwierzyć, ale zmiana, jaka zaszła w pielęgniarce po wypisaniu mi zwolnienia była wprost magiczna. "Dzień dobry. Nazwisko. Nazwisko pańskie. Nie, nie ma wyniku, do widzenia. Pani Joasiu, nie zmarzła pani?"
czwartek, 16 kwietnia 2009
W kwestii cycka vol.2
Pan doktor zadzwonił wczoraj koło południa. Nie dodzwonił się, więc wysłał też smsa i maila z prośbą o pilny kontakt. Całe szczęście, że od rana byłam pod wrażeniem telefonowania i co parę minut przychodziłam zerknąć na komórkę, zwykle przez cały dzień tego nie robię. Musiałam oddzwonić, no trudno. Okazało się, że nagle jest pełno wolnych terminów, najbliższy w piątek. Jutro napiszę jak było. :)
środa, 15 kwietnia 2009
W kwestii cycka vol.1
Czyli notka z wczoraj, której mi się nie chciało pisać. Postanowiłam opisywać na bieżąco moje przejścia z cyckiem, dla uświadomienia społeczeństwa i ku pokrzepieniu serc (hope so), bo Asioł mnie natchnęła swoimi zdjęciami z USG. :) Poszłam więc wczoraj do pana doktora onkologa. Obejrzał zdjęcia, obmacał mnie, zrobił USG jeszcze raz i powiedział, że obraz wygląda typowo jak gruczolakowłókniak, czyli nic groźnego, a tanmto drugie, co sobie wymacałam sama, może zostać nieruszone. Ten guz jest za to wielki, tylko głęboko i dlatego sama nie umiem go dostrzec. Nie ma sensu robić biopsji, bo ona nie powie nic mądrzejszego niż on, a on mówi, że tak czy inaczej by to usunął. Po usunięciu próbka pójdzie na histpat, więc po co robić tę samą robotę dwa razy? Jasna strona: nie było biopsji, więc zapłaciłam tylko za wizytę, dwie stówy zostały w kieszeni. ;)
czwartek, 09 kwietnia 2009
Cmoknijta mnie w rzyć, publiczna służbo zdrowia.
Na konsultację w DCO trzeba czekać około miesiąca. Do poradni onkologicznej w szpitalu na Kamieńskiego nie można się dodzwonić. Wkurzenie czekaniem powiększyło się, więc wychodząc z pracy przeszłam na druga stronę ulicy, wstąpiłam do prywatnej kliniczki profesora B., gdzie bez problemu i bez kolejki umówili mnie na biopsję w przyszły wtorek. Chcą za to co prawda 300 złotych, ale tu nawet moje wrodzone skąpstwo skapitulowało.
środa, 08 kwietnia 2009
Wkurza mnie czekanie
Po pierwsze już bym chciała sobotę, żeby się spokojnie wyspać przez święta. Po drugie prędzej człowiek wyzionie ducha, niż doczeka zrobienia biopsji cycka w publicznej placówce. Serio. Musze pogadać z szefową, może mnie zaprowadzi do któregoś ze swoich znajomych onkologów. Ale zdołam pogadać dopiero w piątek, po trzecie, bo jutro jej nie będzie. A Wy? Wkurzało Was czekanie na nową notkę? ;)
wtorek, 31 marca 2009
Marysia jest bardzo chora
To dlatego od sześciu tygodni nie odpisuje na maile i nie odbiera telefonu. Owszem, martwiłam się, że coś jej się stało, jak to ja. Babcia na przykład twierdziła, że pewnie pojechała do rodziców do Izraela, no ale przecież tam też mają internet, więc już podejrzewałam, że zginęła w jakimś zamachu. Babcia wymyśliła w końcu, że pojechali w góry wszyscy razem, tym bardziej, że nasze niespokojne telefony do Bronków też pozostawały bez odpowiedzi. Dzisiaj Bronek zadzwonił, że Marysia od dwóch miesięcy leży w szpitalu bardzo chora. Nie wiem więcej, nie wiem na co, ale stwierdzenie "wygląda, jakby leżała w trumnie" nie wróży dobrze. To tak daleko, nie można się niczego bezpośrednio dowiedzieć, nie można pogadać i podtrzymać na duchu, nic nie można. Można najwyżej dużo myśleć. Kto wie, może takie intensywne myślenie jednak działa? Proszę, myślcie razem ze mną, nie znacie Marysi, ale wierzcie mi, że naprawdę jest tego warta. |