CURRENT MOON
Blog > Komentarze do wpisu
Poimieninowo

Dostałam spóźniony prezent: bukiet irysów - cudo, nie mogę się ich dość nawąchać i... książkę kucharską. Czyżby to miała być aluzja? ;)

Szefowa była dziś w nastroju do pogaduszek, więc przy okazji poskarżyłam się na babcię i Oriona. Ponieważ uważa się ona za ekspertkę w dziedzinie nowotworów (nie twierdzę, że bezpodstawnie), wywołałam czterdzieci minut monologu na temat raka, bólu, cierpienia, raka, przerzutów, myszy laboratoryjnych, eutanazji, raka, badań histopatologicznych, ras psów i raka. Zapamiętałam co mądrzejsze z udzielonych rad i poszłam na konsultację do weterynarza. Dowiedziałam się, że (Kkkara, uważaj ;)):

  1. Prostaty mu w ogóle nie będą wycinać, bo tak się nie robi. Leczenie polega na kastracji i nacinaniu prostaty nożem laserowym, a potem ona pod wpływem tego gojąc się zmniejsza.
  2. W związu z tym materiału do badania histopatologicznego nie będzie skąd wziąć.
  3. Jeśli się uprę, to mogą zrobić biopsję, ale wynik z tak małej próbki nie będzie wiarygodny.
  4. A w ogóle się nie opłaca, bo nowotwory prostaty są bardzo bardzo rzadkie u psów.

Co do uchyłka i przebiegu operacji, to lepiej niech się w poniedziałek wypowie chirurg, ale tydzien pod kroplówką nie bywa konieczny, wystarczy uważać, żeby pies nie miał forumowej przypadłości.

Wróciłam właśnie z parku. Biegałam po trawie, nie mogłam się powstrzymać.  Zaraz się z Orionem obejrzymy, czy nie mamy kleszczy, ale naprawdę nie mogłam. Widok kilkunastu różnych gatunków trawy sięgającej do pasa, między tym różowej i białej koniczyny, kaczeńców (wiem, że to jaskry, ale dziadek mnie nauczył, że kaczeńce i już nic nie poradzę, mam wdrukowane), stokrotek, margaretek, szałwi i całej reszty, na którą nie znam nazw, podnosi mi poziom endorfin do tego stopnia, że wpadam w euforię. :)

Kurde, jak posucha to posucha, a jak się odzywają znajomi to wszyscy na raz. Dlatego jutro z rana idę się spotkać z Moniką, najlepszą kumpelą z przedszkola, której nie widziałam dziesięć lat, a po południu z Anneke, Alem i Tarkiem na pogaduchy i może do kina. I jeszcze Radek by chciał na Niskie Łąki na pokazy psów pasterskich. I Dorota marudzi, żebyśmy się z Elą i Asią umówiły. Jako że tata pojechał na wycieczkę z okazji czterdziestolecia matury, zostawię chorą babcię samą w domu. Akurat w Dzień Matki. :( Jestem niedobra. :(

piątek, 25 maja 2007, nita_callahan

Polecane wpisy

  • Pogoda we Wrocławiu

    Też taką macie? Pół godziny błękitnego nieba, potem na horyzoncie pojawia się czarna chmura, która zbliża się z wielką prędkością, robi się ciemno, a z chmury l

  • Ela ma kota

    Pewna pani przyniosła do weterynarza na operację roczną kotkę, maine coona, a potem po nią nie wróciła. Zapytana przez telefon wyjaśniła, że kota już nie chce,

  • Grrrrówno

    Notkę niniejszą piszę w imieniu babci, która do niczego już dzisiaj nie jest zdolna. Wróciłam z zakupami, umyłam włosy, a ciągle jeszcze nie jestem zmęczona. Mi

Komentarze
Gość: kotecek, *.jmdi.pl
2007/05/26 11:26:59
Wiesz co, Joanka, przeczytałam ten fragment o twojej szefowej i doszłam do wniosku, że może jednak NIE jestem największą pesymistką na tym świecie.
;)