CURRENT MOON
Blog > Komentarze do wpisu
Parę słów o Kościele

w kontekście ślubu, na którym byłam wczoraj.

Tego typu uroczystości są właściwie jedynymi okazjami, kiedy odwiedzam tę instytucję i za każdym razem przeżywam to bardzo niemile. Nie wiem, czy powód tkwi w świeckości mojej rodziny i w tym, że do kościoła od zawsze chodziłam wyłącznie z obowiązku (no bo trzeba było mieć tę komunię na wszelki wypadek, potem bierzmowanie, i przygotować się do nich przez poprzedzajace lata), a bez obowiązku nie chodziłam. Czy może w tym, że absolutnie w katolicką doktrynę nie wierzę i czuję się na mszy tak samo, jak czułabym się na uroczystościach ku czci Odyna. Faktem jest, że obecność w kościele mi szkodzi.

Każdy typowy ślub kościelny, przynajmniej z tych, w których miałam okazję uczestniczyć, zaczyna się mszą, potem jest odezwa księdza do państwa młodych, przysięga, komunia i dalszy ciąg mszy, aż do "Idźcie, ofiara spełniona".

Wczoraj co chwilę musiałam sobie powtarzać, że jestem tam tylko dla Moniki i Sebastiana, a i tak mało brakowało, żebym uciekła. W głowie kłębiły mi się, pilnie tłumione, ale uparte myśli "kuffa, co za bajki" i "bogowie, co ja tu robię". Nie chcę obrażać niczyich uczuć religijnych, ale cały ten rytuał był dla mnie tak żałosny i obrzydliwy, że nie umiem tego opisać. Czułam się ośmieszona, oszukana, niemal rozebrana do naga i obrzucona błotem. Już sam początek, wyznanie winy, był okropny. Nie mam za grosz skłonności masochistycznych, nic na to nie poradzę. Jeżeli kiedyś wyjdę za mąż, to mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić w żadnej świątyni.

No, teraz możecie się gniewać, oburzać i obrażać. Mnie ulżyło.

A potem, kiedy uroczystość nabrała bardziej indywidualnego charakteru, było dużo lepiej. Ksiądz mówił do Moniki i Sebastiana bardzo mądrze i ciepło, wplatając żarty, które nawet były zabawne: "Zastanówcie się dobrze, to ostatnia okazja" "Z przykrością muszę państwa zawiadomić, że Sebastian podpisał cyrograf na duszę", "Pytałem księdza Wojtka, siódme dziecko dalej chrzczą za darmo". Przy finalnym pocałunku miałam nawet łzy w oczach. Rewelacyjny był kolega Sebastiana, który w czerwonym uniformie pracownika pogotowia stał przy ołtarzu i robił zdjęcia. Takoż cała załoga karetki, która ubrana na czerwono utworzyła szpaler przy wyjściu i sypała ryżem. I wycie sygnałem na cześć państwa młodych. A nade wszystko to, że oboje wyglądali na bardzo szczęśliwych. :) Oby tak dalej.

niedziela, 09 września 2007, nita_callahan

Polecane wpisy

  • Pogoda we Wrocławiu

    Też taką macie? Pół godziny błękitnego nieba, potem na horyzoncie pojawia się czarna chmura, która zbliża się z wielką prędkością, robi się ciemno, a z chmury l

  • Ela ma kota

    Pewna pani przyniosła do weterynarza na operację roczną kotkę, maine coona, a potem po nią nie wróciła. Zapytana przez telefon wyjaśniła, że kota już nie chce,

  • Grrrrówno

    Notkę niniejszą piszę w imieniu babci, która do niczego już dzisiaj nie jest zdolna. Wróciłam z zakupami, umyłam włosy, a ciągle jeszcze nie jestem zmęczona. Mi

Komentarze
2007/09/09 18:30:24
O, Joanka antyklerykalna :)
Sam miałem niedawno ślub kościelny w rodzinie, i to jeszcze bardziej poważny, bez dowcipów księdza czy dziwnych uniformów. Ośmieszony i oszukany się jednak nie czułem, starałem się tylko zachować powagę przy tym, jak ksiądz mówił o czystości przedmałżeńskiej (dziecko państwa młodych niedługo skończy rok). Czego się spodziewałaś?