CURRENT MOON
RSS
niedziela, 24 grudnia 2006
Zakużona Planeta

Czyli moje przemyślenia po przeczytaniu najnowszej ofiary Colemana w świątecznym numerze Fahrenheita.

Otóż ja w ostatniej klasie podstawówki też napisałam podobne opowiadanie. Nie fantasy co prawda, nawet nie za bardzo sf, bo dotyczące niedalekiej przyszłości. Gdybym miała nazwać gatunek, to była to sensacja z odrobiną kryminału i klimatem cyberpunka. Tylko ilość głupot była na podobnym poziomie, bo pisałam o wojsku (gdzie nigdy nie byłam) i hakerach (a wtedy jeszcze nawet nie miałam komputera). Bohaterkami opowiadania były dwie przyjaciółki, jedna - świeżo upieczona prawniczka, druga - dobrze zapowiadający się przyszły oficer. Ta druga przyjeżdża do domu ze szkoły na zjazd absolwentów podstawówki i porywa ją jakiś mafiozo, który chce się mścić za wcześniej wyrządzone krzywdy (zablokowanie budowy fabryki na jakimś ekologicznie cennym terenie, o ile pamiętam). Pani prawnik skrzykuje kilku typków spod ciemnej gwiazdy, przyjaciół swego narzeczonego hakera i ruszają na ratunek. A potem jest jatka i happy end.

Opowiadanie było prezentem urodzinowym dla mojej najlepszej przyjaciółki Weroniki. Pisałam je w pośpiechu, żeby zdążyć przed urodzinami, co dodatkowo potęgowało denny poziom, bo nie miałam czasu przemyśleć fabuły. No i nie miałam komputera, więc jedyny egzemplarz, napisany ręcznie, ma ona.

Jakieś pół roku później się pokłóciłyśmy i jedno trzaśnięcie drzwiami zakończyło naszą wieloletnią przyjaźń. I teraz czasem mam obawy, że ona mogłaby ten tekst z zemsty opublikować.
Jest to chyba jedyna rzecz w moim życiu, którą możnaby mnie skutecznie szantażować. :))))

A poza tym Wesołych! :D

11:12, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
czwartek, 21 grudnia 2006
Stringi

Patrzcie, jaka fajna aukcja.
http://www.allegro.pl/item151413354_60_par_stringow_88zl_1_szt_1_46_.html

Słowo daję, gdybym miała tyle kasy do wydania na raz, to sprawiłabym sobie taki prezent na gwiazdkę. :)

Uwielbiam
1) stringi
2) dużo jednakowych przedmiotów w różnych kolorach

19:47, nita_callahan
Link Komentarze (11) »
sobota, 16 grudnia 2006
Wrrr

Trzy dni zbierałam się, żeby porozmawiać z babcią o prezentach. Naprawdę się starałam zrobić to bezboleśnie. A i tak skończyło się awanturą.

Sąsiadka, babcia administratora sieci wczoraj umarła. Przykre, bardzo ją lubiłam.

Mam za mało kasy, żeby się móc nie przejmować ględzeniem mojej babci.

A z pozytywnych rzeczy, to już miałam Woydziowi marudzić, że usunął spamera, zamin go zobaczyłam, ale przed chwilą się okazało, że spamer dotarł i do mnie. :))) Też już usunęłam.
Woydziu, niepotrzebnie mu odpowiadasz, on chyba po polsku nie rozumie. :D Ten tekst jest ewidentnie z translatora (BTW, można nieźle podszkolić język angielski próbując przetłumaczyć sobie takie coś potem z polskiego na nasze :))

20:14, nita_callahan
Link Komentarze (6) »
czwartek, 14 grudnia 2006
Skutki terroryzmu

A więc dziś na Moście Pokoju ktoś podłożył bombę. Albo też atrapę bomby. Za pierwszą opcją opowiedział się pies policyjny, a na drugą wskazuje fakt, że podejrzany pakunek wypadł panu saperowi z ręki i nic nie wybuchło.
Jak by nie było, skutki takiego wydarzenia są odczuwalne do tej pory.
Most Pokoju zamknięto, przez co przestały w całym mieście kursować tramwaje. I autobusy. Oczywiście również te, które jadą zupełnie inną trasą.
Skutek pierwszy: Wykład ze statystyki zapowiedziany na dziewiątą odbył się o dziewiątej trzydzieści, bo wykładowca szedł do nas pieszo. W związku z tym pracowałam o pół godziny dłużej.
Skutek drugi: Ula, która miała dziś robić DLR zadzwoniła, że się nie pojawi, bo nie ma możliwości dojazdu. W związku z tym po zrobieniu swojej części roboty zostałam zwolniona do domu o jedenastej.
Skutek trzeci: Przyszłam na przystanek tramwajowy akurat w chwili, gdy przyjechał tramwaj, na który pozostali pasażerowie czekali od godziny. Niestety, szczęście opuściło mnie przy dworcu, na autobus czekałam już równe 50 minut. A potem stałam w korku. W autobusie tłok był taki, że nie miałam się czego trzymać, ale i tak bym nie upadła. Wsiadłam na ostatnim możliwym przystanku, na następnych już nikomu nie udało się wcisnąć. Do domu przyjechałam o trzynastej.
Per saldo wyszłam chyba na swoje. :)

Update z ostatniej chwili: w Wiadomościach podali, że podejrzany pakunek był fragmentem balonu meteorologicznego, który się w nocy rozbił na moście. Normalnie Archiwum X. ;))))))))

14:32, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
środa, 13 grudnia 2006
Pracownik naukowo - techniczny

Tak się nazywa oficjalnie stanowisko, na jakim odbywam staż. :) Pytałam Janusza, bo mi Ewa znalazła w poniedziałkowej Wyborczej ofertę pracy dla laboranta w laboratorium mikrobiologicznym i chciałam wiedzieć, co sobie wpisać do CV. Teraz jestem w trakcie tworzenia listu motywacyjnego. :P Pierwszy człon nazwy brzmi pięknie, prawda? :) Przy okazji Janusz coś napomknął, że skoro teraz pracujemy nad publikacją, to wszyscy zaangażowani pracownicy wchodzą w skład zespołu autorskiego. Nie wiem, czy to znaczy, że kiedyś zobaczę swoje nazwisko w mądrym artykule o mechanizmach apoptozy, ale gdyby tak, to byłoby fajnie. :)

Poza tym mamy w pracy własny odpowiednik wazonu z "Podejrzanych". :D Jest nim kubek Wojtka z resztkami niedopitej kawy. Wojtek poszedł na urlop, a kubek zostawił na biurku przy komputerze. Nikt z nas nie miał zamiaru go myć, więc w końcu stwierdziliśmy, że nie będziemy się poświęcać, za to zobaczymy, co w nim wyrośnie. I wyrosło. :) Z niecierpliwością oczekujemy, aż w procesie ewolucji dostanie nóżek i samo sobie pójdzie. Wytłumaczyłam im, że na tym etapie rozwoju już więcej nie urośnie, bo wymaga przesiania na nową pożywkę, więc planujemy zalanie tego nową wartwą kawy. Trochę zwlekamy, bo to coś ma śliczne kolorki i może Janusz najpierw zrobi zdjęcie na pamiątkę. Zaczynamy traktować kubek jak maskotkę i ulubione zwierzątko. :)

18:19, nita_callahan
Link Komentarze (5) »
sobota, 09 grudnia 2006
Wszędzie dookoła czyha pokusa goła...
A ja nie mam z kim...
Cholera. I nie ma się co oszukiwać, sama widzę, że mam mentalność typowej przyszłej starej panny. Odkrywam u siebie te same cechy, co u pani Danusi, cioci Basi albo Promotorki Mojej Ulubionej. Mężczyźni mnie na dłuższą metę męczą. I nudzą. A ci nieliczni, z którymi mogłoby być dobrze, są już dawno zajęci. Większość szybko okazuje się wkurzająca, głupia, obleśna i ma nieświeży oddech. I ciągle łapię się na tym, że wygodniej mi bez nich, niż z nimi.
Pomijając te chwile, kiedy bym chciała, a nie mam z kim.
23:54, nita_callahan
Link Komentarze (21) »
piątek, 08 grudnia 2006
Czuję się gruba

Myślicie, że to dlatego, że obżeram się boczkiem i słodyczami? I mało się ruszam? I mam odrobinę za duże wcześniej spodnie, z których, mam wrażenie, teraz zaczyna mi wyłazić górą? Cholera. :( W dodatku dwie z trzech koleżanek z labu mają figury anorektyczek, chociaż jedzą cały czas...

16:44, nita_callahan
Link Komentarze (10) »
niedziela, 03 grudnia 2006
Brrr...
A w Australii jest wiosna... 50 stopni w cieniu...
12:06, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
czwartek, 30 listopada 2006
Rozdanie dyplomów - wersja ilustrowana

Wreszcie udało mi się wydusić z ludzi chociaż niektóre fotki. :)

W samym środku, ten z brodą, to prof. W, który mi wręczał dyplom. A kiedyś omal przez niego nie zostałam drugi raz na tym samym roku, poprawkę z białek zaliczyłam jednym punktem. Akurat to były moje urodziny. Dwudzieste drugie. ;) Prawda, że wygląda zabójczo? ;) Chociaż i tak gdzie mu do prodziekana geologii, pomarańcz rządzi. :)))

Tutaj już szczęśliwi absolwenci, a przynajmniej ich przedstawicielstwo. Od góry od lewej: niemiecki absztyfikant Madzi, Madzia i z tymi kręconymi włosami nie wiem kto. :) Niżej Asia i obok niej znów nie wiem kto. Chyba jakaś Madzi współlokatorka. A na samym dole ja uczę się szczerzyć na zdjęciach (bardzo się staram, chociaż jeszcze nie bardzo mi wychodzi). I nos mi się świeci jak zwykle. :P

A tutaj Kate z mężem i dzieckiem. Jaki ten maluch jest zajebisty, to sami widzicie. :))))))

Tu nas trochę więcej. Od góry od lewej: Ela, Andrzej, Maciek, Asia, Madzia, ja, Kate, Paula i Gosia. Wyszczerz mi nie wyszedł.

A tak wyglądamy w kupie, cały wydział. :) Ostatni rocznik w historii Wydziału Nauk Przyrodniczych UWr. :)

19:11, nita_callahan
Link Komentarze (10) »
wtorek, 28 listopada 2006
Moi współpracownicy

Wzorem Vespy zachciało mi się opisać i scharakteryzować ludzi, z którymi pracuję. Dzięki temu, jak kiedyś będę tu o nich plotkować, będzie wam łatwiej zrozumieć, kto jest kto. :) Mam jednocześnie wielką nadzieję, że oni tego bloga nie czytają.
A więc:

Janusz. Zwany też szefem. Pan doktor, bardzo porządny, miły i mądry człowiek. Trochę mu brakuje do Promotorki Mojej Ulubionej, po trosze przez jego roztargnienie i fakt, że nie zawsze wszystko wie, a ona wiedziała. Bo ona była jak wiedźma, a to jest tylko facet. Wszystkowiedzące są tu raczej Ewa i Dagmara więc szefa tylko lubię, bo jest za mało genialny, żeby go wielbić. Przy tym cieszę się jednak, bo to już trzeci po obu promotorkach przełożony, z którym się świetnie dogaduję.

Dagmara. Doktorantka profesora S. Strasznie podobna do Oh-reen, zarówno z wyglądu jak i sposobu bycia. Energiczna i wesoła dziewczyna, już ją bardzo lubię, a może polubię bardziej. Wszędzie pełno jest różnych rzeczy podpisanych "Nie ruszać!!!! Daga". Ma ona jasny obraz tego, jak powinna wyglądać praca nas wszystkich, a już szczególnie jej doktorat. Przedwczoraj zabroniła szefowi i Wojtkowi trzymać buty pod biurkiem. Posłuchali. Potem skontrolowała, czy szef dał mi dobrą szafkę na kubek, żeby nie powtórzyła się awantura z kurtką. Ogólnie bardzo dobrze równoważy bałaganiarstwo facetów, bez niej mogłoby być ciężko coś znaleźć. Mieszka z mężem na Sępolnie, więc może ją spotkam poza pracą od czasu do czasu.

Iza. Pani doktor. Nie odgrywa na razie w tej opowieści większej roli, bo rzadko rozmawiam z nią więcej niż "cześć - cześć". Z drugiej strony jedyna osoba, która zwróciła głośno uwagę na zmianę mojej fryzury. :) Też mieszka gdzieś niedaleko mnie.

Wojtek. Pan doktor. Namiętnie otwiera okno z samego rana zaraz po przyjściu do pracy. Poza tym jest fajny, szczególnie, gdy trzeba mi odkręcić jakąś mocno zakręconą butelkę, albo zdjąć coś z wysokiej półki. Chyba żonaty, niestety. ;)

Andrzej. Pan docent dr hab. Zdaje się, że miły człowiek, ale nie udało mi się z nim do tej pory porozmawiać. Może dlatego, że ma kłopoty ze słuchem i trzeba do niego mówić głośno, a mnie głupio się wydzierać. Bo jak się mówi normalnie, to on tylko kiwa głową i nic nie odpowiada. Poza tym facet jest chorobliwie nieśmiały, gdy szef mu mnie przedstawiał, Andrzej stał ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię i widać było, że sytuacja strasznie go stresuje. Ale może powoli się do mnie przekona. Na razie nawet nie mówię mu na "ty", żeby się nie obraził.

Ewa. Pani magister (tak wynika z tabliczki na drzwiach), ale nie doktorantka, bo pani pod pięćdziesiatkę. Urzęduje nie w pokoju, tylko w labie na przeciwko i ma wszystko pod kontrolą. Dogląda laboratoryjnych myszy, przygotowuje pożywki i komórki, zamawia sprzęt itp. Z drugiej strony nie jest to też zwykła pani techniczna, nie ktoś taki, jak pani Grażynka z Tamki. Do Ewy przychodzą na kawę różne panie i ona z nimi dyskutuje o ostatnio przeczytanych publikacjach. W dodatku jest wymieniana jako współautor przy artykułach szefa, Dagmary i innych. Z nią jestem (na razie) per "pani". I też ją lubię.

Profesor S. Głównie widzę go, kiedy wtyka głowę przez drzwi i omiata nas wzrokiem, albo zaczepia na korytarzu i wypytuje, czym się akurat zajmujemy i jak nam się pracuje. Przypuszczam, że tak właśnie przedstawia się typowy okaz kierownika.

Czasem jeszcze przychodzą Ula i Sylwia, ale o nich już pisałam ze dwie notki temu. Sylwię lubię, Uli nie. :)

19:03, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »