Do starych, złych przyzwyczajeń. Szefowa tak powiedziała.
Na nasze: PCR wychodzi w kratkę i nie wiadomo, co się zepsuło, według niej ja.
Jutro będę kombinować, czy to probówki, końcówki do pipet, glicerol, woda, bufor, NTPs, magnez czy termocyklery (ale oba na raz?). Wiem już, że nie agaroza ani loading, niestety. Byłoby najprościej.
No ale czemu co drugi raz wychodzi? Gdyby chociaż nie wychodziło wcale, ale tak to naprawdę nie rozumiem... Możliwe, że wyjdzie jutro, bo dziś nie wyszło, wyszło za to wczoraj, przedwczoraj nie, a w poniedziałek tak.
W poniedziałek PCR wyszedł niespecyficzny (strasznie trudno dobrać jakieś sensowne primery do tego fragmentu), więc zmieniłyśmy trochę program i polimerazę na bardziej kapryśną. A że mi było tak wygodniej, ustawiłam ten program na nowym termocyklerze, przepisawszy ręcznie ze starego.
Jakież było moje zdziwienie, gdy próbki robione na tym bloku we wtorek nie wyszły, a inne tak. Ponieważ ten przepisywany program to był touch down, moją pierwszą myślą było, iż się pomyliłam przy przepisywaniu. Ale sprawdziłam dwa razy i nie, chyba, że jestem ślepa i nie umiem czytać ze zrozumieniem. Wtedy, we wtorek, usłyszałam właśnie, że wróciłyśmy do początku, "jak Boga kocham, pani Asiu". I zapowiedziała, ze jutro (w środę) jak nie wyjdzie, to po mnie powtórzy. Pomyślałam, że proszę bardzo, bo to na bank ta polimeraza nie chce pracować z takimi niespecyficznymi primerami i jej też gówno wyjdzie, a wtedy przestanie mi wmawiać, że na pewno wyszłam z wprawy przez dwa tygodnie urlopu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w środę PCR (nastawiony na tej samej polimerazie, ale na starym termocyklerze na wszelki wypadek) mi wyszedł. Szefowa, gdy wyraziłam zdziwienie powiedziała, że ona mnie bardzo prosi o niekombinowanie i nieszukanie dziury w całym, skoro wyszło, zapominamy o tym, co nie wyszło i lecimy dalej z robotą. Przy nieco zmienionych warunkach, co wymagało użycia nowego termocyklera oraz modyfikowania programu na starym.
Posłuchałam jej entuzjazmu i dziś ruszyłam z robotą, zwłaszcza, że digest z tamtych udanych PCRów wygląda bosko. :) No i jakież było moje zdziwienie, gdy dzisiaj nic nie wyszło. Prawda, że te termocyklery są podejrzane? Ale sprawdziłam programy trzeci raz i im bardziej zaglądam, tym bardziej nie widzę żadnej pomyłki.
Jak Boga kocham, pani doktor, za każdym razem robię wszystko tak samo. A jakiż odczynnik może być zepsuty tak, żeby raz działał, a raz nie?
No a poza tym ten grant cholerny. Obiecałam beztrosko, że na poniedziałek przyniosę napisany wniosek, bo już mam prawie gotowy i odtąd będziemy go tylko poprawiać przez miesiąc. Tak więc mam niecałe cztery dni na przeczytanie zgromadzonej literatury, wybranie co chcę z tym zrobić i napisanie wniosku o grant. Na szczęście szefowa bardzo mi tu pomaga, co i rusz pokazuje światełko w tunelu, kiedy ulegnę zniechęceniu z powodu mało obiecujących genów, o których mam pisać lub mizerii mojego dorobku naukowego, przez którą ten wniosek zostanie wyśmiany zamiast zaakceptowany do finansowania.