CURRENT MOON
RSS
poniedziałek, 29 września 2008
Jak Boga kocham, nie wiem, co pani namieszała tym razem.

I tak w kółko cały dzień.

Co ja mam z panią za los? Co pani znowu namieszała?

Tak jakby nic tym razem, pani doktor, tak samo jak i zawsze wcześniej. Wychodzi na to, że to pani mi źle primery rozcieńczyła. Ale "przepraszam" nie usłyszałam, tylko "chwała Bogu, że jednak odczynniki są OK". Że się uważam za nieomylną, a przecież kiedyś się raz pomyliłam, co pani doskonale pamięta. Że nie interesuje panią, co chciałam powiedzieć. Że wyniki powinny mówić za mnie. Więc proszę, oto wyniki. Wyszło na moje, jak zwykle. Może więc zakładanie z góry, że to wszystko moja nieuwaga, mija się trochę z celem? Bo celem są przecież wyniki, a na powtórki mieszania straciłyśmy sporo czasu?
A jednak pani jest w  porządku. To ja jestem tą złą, naprawdę i to ja mam w porównaniu z panią paskudny charaker. Pani jest tylko złośliwa i gada bez opamiętania, a ja jestem pamiętliwa, mściwa i wredna, o czym pani jeszcze nie miała okazji się przekonać.

17:44, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
czwartek, 25 września 2008
Wróciłam do punktu wyjścia

Do starych, złych przyzwyczajeń. Szefowa tak powiedziała.
Na nasze: PCR wychodzi w kratkę i nie wiadomo, co się zepsuło, według niej ja.
Jutro będę kombinować, czy to probówki, końcówki do pipet, glicerol, woda, bufor, NTPs, magnez czy termocyklery (ale oba na raz?). Wiem już, że nie agaroza ani loading, niestety. Byłoby najprościej.
No ale czemu co drugi raz wychodzi? Gdyby chociaż nie wychodziło wcale, ale tak to naprawdę nie rozumiem... Możliwe, że wyjdzie jutro, bo dziś nie wyszło, wyszło za to wczoraj, przedwczoraj nie, a w poniedziałek tak.

W poniedziałek PCR wyszedł niespecyficzny (strasznie trudno dobrać jakieś sensowne primery do tego fragmentu), więc zmieniłyśmy trochę program i polimerazę na bardziej kapryśną. A że mi było tak wygodniej, ustawiłam ten program na nowym termocyklerze, przepisawszy ręcznie ze starego.
Jakież było moje zdziwienie, gdy próbki robione na tym bloku we wtorek nie wyszły, a inne tak. Ponieważ ten przepisywany program to był touch down, moją pierwszą myślą było, iż się pomyliłam przy przepisywaniu. Ale sprawdziłam dwa razy i nie, chyba, że jestem ślepa i nie umiem czytać ze zrozumieniem. Wtedy, we wtorek, usłyszałam właśnie, że wróciłyśmy do początku, "jak Boga kocham, pani Asiu". I zapowiedziała, ze jutro (w środę) jak nie wyjdzie, to po mnie powtórzy. Pomyślałam, że proszę bardzo, bo to na bank ta polimeraza nie chce pracować z takimi niespecyficznymi primerami i jej też gówno wyjdzie, a wtedy przestanie mi wmawiać, że na pewno wyszłam z wprawy przez dwa tygodnie urlopu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w środę PCR (nastawiony na tej samej polimerazie, ale na starym termocyklerze na wszelki wypadek) mi wyszedł. Szefowa, gdy wyraziłam zdziwienie powiedziała, że ona mnie bardzo prosi o niekombinowanie i nieszukanie dziury w całym, skoro wyszło, zapominamy o tym, co nie wyszło i lecimy dalej z robotą. Przy nieco zmienionych warunkach, co wymagało użycia nowego termocyklera oraz modyfikowania programu na starym.
Posłuchałam jej entuzjazmu i dziś ruszyłam z robotą, zwłaszcza, że digest z tamtych udanych PCRów wygląda bosko. :) No i jakież było moje zdziwienie, gdy dzisiaj nic nie wyszło. Prawda, że te termocyklery są podejrzane? Ale sprawdziłam programy trzeci raz i im bardziej zaglądam, tym bardziej nie widzę żadnej pomyłki.

Jak Boga kocham, pani doktor, za każdym razem robię wszystko tak samo. A jakiż odczynnik może być zepsuty tak, żeby raz działał, a raz nie?

No a poza tym ten grant cholerny. Obiecałam beztrosko, że na poniedziałek przyniosę napisany wniosek, bo już mam prawie gotowy i odtąd będziemy go tylko poprawiać przez miesiąc. Tak więc mam niecałe cztery dni na przeczytanie zgromadzonej literatury, wybranie co chcę z tym zrobić i napisanie wniosku o grant. Na szczęście szefowa bardzo mi tu pomaga, co i rusz pokazuje światełko w tunelu, kiedy ulegnę zniechęceniu z powodu mało obiecujących genów, o których mam pisać lub mizerii mojego dorobku naukowego, przez którą ten wniosek zostanie wyśmiany zamiast zaakceptowany do finansowania.

19:21, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
środa, 24 września 2008
W pracy działa a w domu nie

Nożesz fak.

Chyba, że wam też przez cały wczorajszy wieczór blox nie chodził, tylko ja o tym nie wiedziałam? Sprawdzę jak wrócę. A jak dalej nie działa to się wkurzę, bo fajne pomysły na notki miałam, ale mi uciekły.

08:08, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
czwartek, 18 września 2008
Przykro

Niefajna jest świadomość tego, że takie małe dziecko po prostu umiera. Nic nie pomaga znajomość jego imienia, nazwiska i wieku. Oraz rzucanie się na DNA jak sępy na żer, z uśmiechem, żeby szukać ciekawych mutacji. Z krwi pobranej dziś o szóstej rano, zanim umarło.
Szefowa opowiedziała ze szczegółami jego historię, żeby mi dać przykład, jak potrzebne są nasze badania. Dziecko chore na raka dostało standardową dawkę leku i zareagowało jak zareagowało. Lekarze przenieśli je więc na oddział paliatywny, bo tylko tyle już można było zrobić, i zajęli się czym innym, a C. zadzwonił z wieścią o tych spodziewanych ciekawych mutacjach.

17:45, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
wtorek, 16 września 2008
zdziwienie

Mój tata ma bardzo dużo pracy w pracy ostatnio, bo musi zdążyć z rysunkiem na termin choćby się waliło i paliło. Wychodzi z domu o szóstej, wraca o dwudziestej pierwszej, po czym siada i rysuje dalej, mniej więcej do drugiej. Śniadania przynosi nietknięte, bo w pracy nie ma czasu zjeść, w ogóle już przestał się myć. I ma humor jak nigdy. Przychodzi uśmiechnięty, mówi mi rano "dzień dobry", odzywa się niepytany, odpowiada na pytania zamiast się skrzywić. Owszem, klnie i rzuca przedmiotami, ale tylko przy komputerze, w  trakcie rysowania, a nie jako komentarz do programu telewizyjnego, pogody, rozwiązanego buta, czy babci, która mu niesie kolację.
Terapia przez pracę?
A może on tak po prostu ma, że wszystko, ale to absolutnie wszystko musi u niego być nienormalne?

18:09, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
sobota, 13 września 2008
Graliście kiedyś na kocie? :D

Po co ja pytam, na pewno. Niewiele jest osób tak kocio zapóźnionych, jak ja.

Dzisiaj grałam na dwóch sztukach na raz, dźwięki spod brody, z grzbietu i z ogona są całkiem różne. :D

19:08, nita_callahan
Link Komentarze (7) »
wtorek, 09 września 2008
Jestem pierdolnięta

A w pracy tylko mi się pogłębia.

Na początku do izolacji DNA z krwi pacjentek pochodziłam z obrzydzeniem. Fartuch zapięty pod szyję, rękawiczki i jak najdalej z tym świństwem ode mnie. Potem powoli zaczęłam krew traktować jak każdy inny płyn. Woda, bufor, krew, łotewer. I dobrze, przynajmniej ręce mi się nie trzęsą przy pipetowaniu próbek. Ale ostatnio, o zgrozo, zaczynam być przy tej pracy głodna. Czerwona krew w probówkach wygląda apetycznie.

Doktorze, na widok ludzkiej krwi burczy mi w brzuchu. Co robić?

20:42, nita_callahan
Link Komentarze (7) »
poniedziałek, 08 września 2008
Kłamliwe radyjo
Nie, nie TO radyjo, inne tym razem. Po raz trzeci i ostatni uwierzyłam w ich prognozę pogody. Pierwszego razu nie pamiętam, ale chyba był podobny do drugiego, kiedy to wieczorem przygotowałam sobie ciepłe ciuchy, bo miało być do 22 stopni, a w Panoramie mówili, żeby wziąć ze sobą parasole. Akurat jak na złość co rano radiobudzik budzi mnie właśnie prognozą pogody, więc jeśli jestem od razu na tyle przytomna, by jej słuchać ze zrozumieniem, to jednocześnie dostatecznie bezbronna intelektualnie, żeby uwierzyć we wszystko, co spikerka recytuje pewnym siebie głosem. Wtedy powiedziała, że temperatura dojdzie do dwudziestu ośmiu i czeka nas wspaniały, słoneczny dzień. W ostatniej chwili wyciągnęłam więc z szafy krótkie spodenki, nie wzięłam polaru i szczękałam zębami całą drogę tam i z powrotem.
Dziś był ostatni raz. Chociaż wiedziałam z pewnego źródła, o deszczu w nocy i MOŻE rano, to po usłyszeniu prognozy w radiu ("Osiemnaście stopni, dojdzie najwyżej do dwudziesu i będzie lało caaaały dzień"), zabrałam parasol. Nie padało, potem w ogóle wyszło słońce, a parasol przeszkadzał mi bardzo, kiedy pieszo wracałam z powodu idioty, co wjechał pod tramwaj.
20:42, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
piątek, 05 września 2008
Fajna muzyczka

Będzie z linka, bo inaczej nie potrafię.

http://blogs.technet.com/mkedziora/archive/2008/02/22/muzyka-z-windows-98-i-xp.aspx

19:14, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
środa, 03 września 2008
Przeszłam dziś samą siebie

A raczej: pokonałam się sama. :)

Zadzwoniłam mianowicie, całkiem dobrowolnie i bez przymusu, przez nikogo nie popędzana i z własnej inicjatywy, żeby wyjaśnić szybko pewną bardzo mnie dręczącą kwestię. Sprawę załatwiłam od ręki, w dodatku nie spodziewałam się, że odpowiedź będzie AŻ TAK po mojej myśli. :))))) Szefowa ma chyba rację, że w Fundacji na rzecz Nauki Polskiej siedzą konkretni i sensowni ludzie.

A moja fryzjerka to jednak jest utalentowana osoba. :)

18:14, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
 
1 , 2