Dziś rano zobaczyłam w kuchni widok, który uznałam za godny uwiecznienia.
Gdyby ktoś nie rozumiał, co przedstawia zdjęcie, wyjaśniam: to półeczka z nowego narożnika, na niej zaś filiżanki, które stoją tam tylko po to, żeby w kuchni było ładnie, a używane będą raczej rzadko. Na pierwszym planie natomiast zakrętka od słoika pełna śrubek używanych przy skręcaniu tych szafek, które jeszcze nie zostały skręcone. Moim zdaniem świetnie obrazuje kompromis między chaosem spowodowanym remontem kuchni, a naszymi próbami życia tak, jakby wszystko już było gotowe. :)
Będę miała zakwasy od wciskania tłoka strzykawki, wyobrażacie sobie? Odciski na dłoniach mam już teraz. Jeśli do następnego razu znowu się zapowietrzy, to chyba mu zrobię krzywdę. Ale jeszcze trochę i je poskromię. Walka wprawia mnie zresztą w świetny humor, bo wspominam wtedy Promotorkę Moją Ulubioną, Która Nauczyła Mnie Wszystkiego Co Wiem O HPLC.
A poza tym nadchodzi czterodniowy weekend, który zamierzam spędzić na wydawaniu pieniędzy. :)))
Postanowiłam sobie kupić takie ustrojstwo, rzecz jest raczej pilna, żeby mi się kuchnia po remoncie nie zdążyła zabrudzić na nowo, a nigdy wcześniej okapu nie miałam i nie znam się na tym. Pożądane wymiary znam, wszystkie modele mają raczej podobne parametry prądu, ale kompletnie nie wiem, jakie filtry wybrać. Flizelinowe wymienne rozumiem, ale jak wygląda filtr aluminiony, ani trochę sobie nie wyobrażam. I nie mam pojęcia, który będzie lepszy. Bo rozumiem, że filtr węglowy to co innego, do czego innego służy i jest opcjonalny. Aha, okap nie będzie podłączony do komina. Z góry dziękuję za wszelkie rady. Zapytam jeszcze na forum.
Włączyłyśmy dzisiaj. Niestety, jak nie działało przed laty, tak nie chce działać nadal, a niech szefowa nie liczy, że ja je tak sama naprawię. Będzie mi więc potrzebna pomoc i na włączeniu się skończyło. Szkoda, mało brakowało, już miałam nadzieję, że uda mi się puścić.* Kiedy wyraziłam swoją radość ze zrobionego pierwszego kroku, zagroziła, że mi przyleje i powiedziała, że ona na tym etapie była mnóstwo razy. Cóż, być może, ja jestem po raz pierwszy, a czekałam na tę chwilę dwa lata. :)
A, jeszcze o książkach miałam pisać. Ilion. Ilion, bogowie, jest świetną książką. :)))) Arniści - łał. W ogóle całe to postludzkie społeczeństwo jest łał. Morawce - wiecie, że serio chciało mi się płakać, kiedy ten statek został zniszczony i tamci dwaj zgineli? Mam nadzieję, że Mahnmutowi i Orphu się uda. Najmniej mnie chyba zachwyca motyw przewodni z doktorem Hockenberrym na czele, chociaż z powodów formalnych jest najbardziej godny powiedzenia "łał". Ale też zaczyna coraz bardziej wchodzić w głowę.
* Idę ci ja sobie pewnego dnia przed trzema laty pustym korytarzem najwyższego, strychowego piętra Tamki i szukam kogoś znajomego, kogokolwiek, bo wszyscy zapadli się pod ziemię. Nagle wpadam na prof. W. i pytam, czy nie widział czasem Asi. - Puszcza się na dole - pada uprzejma odpowiedź.**
** Asia oczyszczała swoje preparaty na HPLC na parterze.
Powinnam już mieć skończony wniosek, a nawet do połowy nie doszłam. Wygląda na to, że nawet jeśli teraz przysiądę, to i tak nie zdążę do końca miesiąca. W pracy zajmuję się korektą i rysowaniem obrazków do publikacji. Publikacja miała być skończona do czerwca. Jej skończenie ma teraz priorytet nad napisaniem wniosku. Nawet na konferencję do Szczecina nie pojadę. :( I podobno muszę być do dyspozycji w weekendy. :/
Dlatego że nic się nie dzieje aż tak ciekawego, żeby nie zostało przyćmione. Przyćmione przez pewną osobę, która mnie tak niemożebnie wkuffia, że jejku jej. A nie chcę pisać o osobie i wkuffianiu, żeby nie przedobrzyć czasem. Zawsze się może zdarzyć, że ktoś niepowołany to przeczyta. Nie tylko jej w tym wina, przyznaję. Zawsze trudno znosiłam krytykę, a ostatnio zrobiłam się już przewrażliwiona i osoba potrafi mnie wkurzyć byle słowem.
Z rzeczy przyćmionych: byłam wczoraj na cmentarzu, gdzie poprawiając jeden kamyk musiałam doszczętnie zburzyć dom mrówkom. Jedna mnie za to ugryzła. Pełno kasztanów tam leży, wielkich, ciemnych i błyszczących, widok to niesamowicie kuszący. Jaka szkoda, że kasztany do niczego nie służą. :(
Szefowa się wczoraj ocknęła, że mało znane geny, że wstępne badania, że jak ja mogłam tak pochopnie powiedzieć, iż wszystko wiadomo (kiedy ja od początku próbowałam ją delikatnie uświadomić, że nie wiadomo nic), że mi tego grantu nie dadzą i trzeba zmienić temat. Wcześniej przebudowała od dołu do góry tekst poprawiony według jej uwag. Dziś jej nie było, a tu się zepsuł stolik do robienia zdjeć pod UV. Sam, co nie zmienia faktu, że będzie na mnie. I chyba się tym razem wkurzę i jej powiem. Co rusz ktoś z kolegów z piętra podchwytliwie mnie pyta, jak mi się współpracuje w panią F, a ja obłudnie odpowiadam, że dobrze.