(...) - Wiesz, co jest najzabawniejsze? Małe różnice. Mają to samo gówno co my, ale ciut inne. - Przykład? - Wiesz jak we Wrocławiu mówią na kebaba w bułce? - Kebab w bułce? - Nie, przecież to Wrocław. - Więc jak na niego mówią? - Knysza z kebabem. - ...
Mogłabym tak chodzić całą noc. Wwąchiwać się w zapachy i wsłuchiwać w odgłosy. Najbardziej lubię wieczorem dźwięk prądu w latarniach. Kto mi powie, dlaczego zimą go nie słychać, dopiero teraz?
Te żele są zjebane. Owszem, od biedy i z łaski dają się sekwencjonować. Za którymś kolejnym razem program wypluwa nawet długą sekwencję z poprawnie nazwanymi zasadami. Tylko co z tego, skoro sama kurwa (przepraszam najmocniej, krzywa), jest tak skopana, że drugi program nie chce jej porównać z sekwencją referencyjną? Bo nie i już?
Kręci mi sie w głowie. Mam ciśnienie 89/59, puls 57 i dziwnie się czuję. Iść spać czy wziąć drugą tabletkę?
Grrr, i nie mogę nic napisać na forum, bo ciągle mam error 500. Zmieńmy hosting, co? :>
Takie miejsce w sieci, gdzie można pisać pierdoły, nie przejmując się treścią ni fromą (choć niektórzy zapaleńcy o nie dbają), a w dodatku jeszcze mieć radochę, gdy ktoś te wypociny zauważy i zechce skomentować. Takich rzeczy, jakie napiszę poniżej, nigdy nie odważyłabym się wrzucić na forum, bo by mnie ochrzaniono za blogowanie. A tu, na swoim blogu, mogę sobie blogować do woli. :)
Znowu dom pusty dziś nocą, cisza aż grzmi. Świec płomienie próżno się złocą - nie skrzypną drzwi. Milczeć będzie moja gitara, słychać będzie bicie zegara, Ja zrozumieć wszystko się staram, mówiłem ci...
Jeśli zechcesz odejść - odejdź, jeśli zechcesz - wróć. Nic się przecież w nas nie zmieni przez te dni, Wciąż tak samo serca będzie czas tęsknotą truć, Świat - jak był - zostanie zły
Śliczny tekst, nie? Choć kłamliwy niestety okropnie i wszyscy o tym wiemy, ale miło takie rzeczy co i rusz znajdować w utworach artystycznych. ;)
A z rzeczy przyziemnych piję herbatkę (Sagę, fuj, ale dostałam w prezencie, więc muszę zużyć) o smaku jabłkowym. Poza tym zaraziłam babcię przeziębieniem i mnie to martwi, bo chora babcia to kłopot. Niby tylko zaziębiona, ale w tym wieku wszystko jej się może stać. Trochę mi się nie chce iść jutro do pracy, tym bardziej, że muszę ją zostawić samą. Na razie leniuchuję ile się da przed jutrzejszą robotą i niemrawo czytam "Zmącony spokój pani labiryntu" Słomczyńskiego. Niemrawo, bo sama też się jeszcze nie doleczyłam i najchętniej bym spała. Głowa mnie boli. Za to na obiad dziś zrobiłam pyszne szaszłyki i jestem z nich dumna. :)
Wiecie, od kogo były pierwsze smsy z życzeniami światecznymi? Od Janusza i Promotorki Mojej Ulubionej. Trafnie sobie wybieram ludzi do uwielbiania. :)
Fuck, dopadło mnie. Chora nie byłam tak dawno, że zdążyłam zapomnieć, jak bardzo tego nie lubię. Chyba od liceum. Chociaż nie, od czwartego roku studiów, bo pamiętam, jak PMU się ze mnie śmiała słuchając moich apsików. Zaprawiłam się bowiem wtedy przesiadując w zimnym pokoju nad chromatografią i poskarżyłam jej się, że miałam nadzieję po pobycie tam nabrać odporności. A ona mi na to odrzekła, że odporności można nabrać, tylko trzeba najpierw przeżyć, chachacha. Paskudna. :))))))) Bogowie, jak ja za nią tęsknię...
Za to teraz: 1. mam ciągle stan podgorączkowy 2. nadal boli mnie gardło 3. z nosa cieknie mi woda nieprzerwanym strumieniem 4. ciągle chce mi się pić 5. kicham i smarkam przy ludziach 6. nie mogę pracować w labie, bo co trzydzieści sekund muszę wytrzeć nos 7. krew mi już leci z prawej dziurki od ciągłego smarkania 8. zaczyna mnie też boleć lewe ucho 9. nie mogę zasnąć, bo się duszę 10. względnie nie mogę zasnąć, bo śluzówka nosa tak mnie boli po kroplach Jednym słowem: fuj. :(
Na pracę:
Będzie znów na szefową, no cóż ja poradzę. Najpierw wczoraj popsuła się zamrażarka. Jedna z myśli szefowej (nie pierwsza, ale grunt, że taka powstała) była następująca: "A może to pani nie domknęła jej w piątek i dlatego padł kompresor"? Fakt, po moim zaprzeczeniu nie była z tym natrętna, ale wystarczy, że coś takiego jej w głowie siedzi. Bo widzicie, tam było mnóstwo bezcennych próbek i drogich odczynników, teraz to tylko loteria, co z tego zdążyło się zepsuć, a co jeszcze nie. I ja wiem, że to nie była moja wina, ale z jej wewnętrznym przekonaniem, czy choćby cieniem podejrzenia, nie zdołam wygrać. A zamrażarka była w moim wieku, od tego czasu chodziła non stop nigdy nie rozmrażana i teraz już powędrowała do kasacji. Zdechła ze starości i tyle.
Dziś o 14:30 szefowa ogłosiła plan dnia: "Ja idę porozcieńczać DNA, potem panią zawołam i pani pokażę jak działa tamten spektrofotometr, zmierzymy i może coś z tego już pani dam na jutrzejszy PCR". No dobrze, jasna i prosta wypowiedź. Czekam więc. Dochodzi 16:00 (godzina mojego wyjścia do domu), a ja nadal czekam. O 16:15 zdecydowałam się do niej iść i zapytać, jak idzie. Zdziwiła się, ze czekam z czymś na nią. No, przecież miała mi pani pokazać jak działa ten mały aparacik... "Eee, chyba zamrażarkę miałam pokazać?" Nie, spektrofotometr. Aaaa, to nie dziś, pani Asiu, dziś nie dam rady. Widzi pani, dopiero zaczęłam to powoli rozcieńczać." No dobra, to ja idę do domu. A jakieś DNA na jutro mam stąd wziąć? "Nie, PCRu też pani jutro nie zrobi. A w ogóle, to chciałabym, żebyśmy jeszcze przed świętami zdążyły wypreparować DNA z tych nowych pacjentów, pomierzyć to tutaj i zrobić rozcieńczenia". Ok, to idę. "Proszę iść, tylko niech mi pani napisze na kartce tamte modele zamrażarek, może po pracy zdążę do Media Marktu".
Taki jest najogólniejszy wniosek z wczorajszego spotkania forumowego. Wczoraj napisałabym świeże wrażenia i zrozumielibyście dlaczego, ale wczoraj nie miałam neta, a dziś już nie umiem tak ładnie opowiadać.
Mam strasznie fajną pracę. Po pierwsze dlatego, że mam okazję ciągle uczyć się nowych rzeczy. Uwielbiam coś WIEDZIEĆ. Każda nowa informacja jest rzeczą cudowną. Od takiej, że jak mi się zrobi w żelu pęcherzyk powietrza, to mogę próbować go usunąć kawałkiem kliszy fotograficznej, do takiej jak mutacje w genie MDR wpływają na naprawę DNA uszkodzonego chemioterapią za pomocą cis-platyny. Naprawdę zaczynam się cieszyć, że mnie nie przyjeli do Colgate, bo tam robiłabym w kółko te same analizy, bez żadnej możliwości własnych badań, a z większej kasy, jaką bym tam zarabiała, po odliczeniu dojazdów, zostawałoby to samo. Na dodatkową kasę jest zresztą jeszcze nadzieja, bo szefowa chce, żebym jakoś w czerwcu złożyła własny wniosek o grant w jakiejś firmie kosmetycznej. Wtedy co nieco mogłabym sobie z tych pieniędzy płacić. Po drugie uwielbiam, jak mi coś wychodzi. A zaczęło. :) Dotychczasowe porażki w PCRze były prawdopodobnie spowodowane zepsutym glicerolem, który po prostu w zestawie buteleczek szefowej zepsuł się o parę tygodni później niż w moim. W piątek zrobiłam już PCR sama od a do z i wyszedł bardzo ładnie. I tak ma już zostać. :> Ciemnia, w której robię zdjęcia żeli zdążyła zacząć wywoływać we mnie instynktowny lęk i drżenie rąk, a teraz powoli przestaje. Uwielbiam widok ślicznych udanych prążków DNA. :) Keithe-re mi kiedyś napisał, że dla niego największą nagrodą po zrobionym PCRze jest nanoszenie próbek na żel. A dla mnie inaczej - wklejanie zdjęcia żelu do specjalnego zeszytu, podpisywanie ścieżek i szukanie na tym mutacji. I tak. Szefowa się cieszy i ja podobno też się częściej uśmiecham. Po trzecie ona chce ze mnie zrobić jeszcze specjalistkę od sekwencjonowania DNA. Mam rozpracować obsługę sekwenatora (to już jest z grubsza zrobione, muszę się tylko nauczyć od kogoś jak) i programu do sekwencjonowania (to się jeszcze nikomu tutaj przede mną nie udało). Bo cała praca zawiesiła się na pewnym etapie i nie można ruszyć dalej, a ja jestem "trzecią z kolei delikwentką, która się za to zabiera, cha cha cha". Mnie się uda, prawda? :D
Ledwo weszłam na Forum i zrobił się error 500. I już trwa z 10 minut. Jak ja nienawidzę, jak mi się zabiera używkę sprzed nosa ledwie spróbuję. :/ W dodatku tematy sie pewnie odznaczyły. :(
Tak się, w tłumaczeniu na polski, nazywa ta rasa. Poniżej przykładowe zdjęcia ściągnięte z netu, mam nadzieję, że autorzy nie mają nic przeciwko. ;)
Przez 11 lat myślałam, że mam w domu kundla, aż ktoś mi te zdjęcia pokazał. ;) No bo sami porównajcie:
Największe podobieństwa widzę do zdjęć 1 i 3 (choć akurat tu wam nie mogę pokazać tej wspaniałej postawy i ogona, bo Orionek tak pozuje, że zawsze jest an face. Ale ludzie, którzy mojego psa znają osobiście, mają na pierwszy rzut oka problem z odróżnieniem, który na którym zdjeciu jest on, a na którym inny. Pies na zdjęciu nr 4 ma identyczny z moim kształt łapy (tylko tu też go niestety nie mam w takiej pozie). Z tego, co poczytałam, zgadza się też charakter i skłonność do kamienia nazębnego.
... że aparat do elektroforezy jest tak skonstruowany, że nie może porazić człowieka prądem. Myliłam się. :> Wystarczy próbować go podnieść łapiąc blisko krawędzi i nie zauważyć, że jest mokry. :] Tak mi dziwnie na zebach teraz. Ale nawet nie bolało, chyba dlatego, że miałam rękawiczki. Tylko mną trzepnęło przez moment. 120 V to chyba jednak nie tak dużo . :] Spoko, nic mi nie jest. Przynajmniej krążenie sobie poprawiłam na chwilę. ;)
Wyszły dziś wszystkie PCRy, w tym też te mieszane moją ręką. :))) I moje digesty (ufff, chociaż tu teoretycznie nie miało co nie wyjść). Może wreszcie ruszę z miejsca z robotą.
I słucham na okrągło. Samego Staszka Staszewskiego mam niestety tylko jedną płytę, w dodatku bardzo ciężko się jej słucha, z powodu kiepskiej (żeby nie powiedziec ujowej) jakości. Ale to na niej po raz pierwszy usłyszałam wersję "Celiny", która mnie zachwyciła. Wcześniej mi się nie podobała. Chociaż z kolei u Kazika genialne są "Kurwy wędrowniczki". :)
A "Tata 2" właśnie się nagrywa. :)
UPD. To jest genialne, jak ja mogłam tego wcześniej nie znać? :O