Babcia się dziś przewróciła na ulicy (pewnie się potknęła, ale zupełnie tego nie pamięta), rozbiła sobie głowę, rozwaliła nos, stłukła oba kolana i nadgarstek. I coś ją boli pod żebrem. Mam nadzieję, że nie uderzyła się w tą głowę za mocno i nie ma wstrząsu mózgu, który dopiero się ujawni. Na razie leży i wygląda jak Frankenstein, bo oboje oczu ma podbite. Szczęście, że nic sobie nie złamała. Widocznie ciągle jeszcze nie ma aż takiej osteoporozy.
Uwaga dla Kkkary: zawiera niesmaczny opis choroby. :)
Zrobiłam wreszcie Orionowi porządne badania i wyszło, że powodem jego problemów jest przerost prostaty i uchyłek w jelicie. :( Konieczna jest operacja, raczej jak najszybciej. Możliwości są dwie: albo najpierw kastracja (150 zł) i czekanie, że może prostata sama się zmniejszy, albo od razu operacja całości (500 zł). Weterynarz wymienił najpierw takie opcje, ale po zrobieniu USG stanowczo opowiedział się za drugą. I teraz ja się boję, bo operacja uchyłka (nawet samej prostaty, ale to powiedzmy nie byłoby niebezpieczniejsze od tego, co miała Tarkowa Pestka) to nie byle co. Jak psu zoperować jelito? Przecież nie będzie tydzień leżał pod kroplówką? Wymyśliłam, że można by zoperowac samą prostatę, z uchyłkiem przy odpowiedniej diecie da się żyć, tylko muszę weta spytać, na ile moje rozumowanie ma sens. W poniedziałek będzie dyżur chirurga, to się o wszytsko wypytam.
Poskarżyłam się wczoraj na Forum, że się boję i że mnie nie stać. Bo musicie wiedzieć, że cenę 500 zł ustalono dopiero dziś, wcześniej mnie postraszyli, że 1400. No i dziś znalazłam w skrzynce trzy prywatne wiadomości z propozycją pomocy finasowej. Naprawdę kocham tych ludzi. :)
Dziś musiałam być w pracy przed ósmą, ponieważ o ósmej mieliśmy Ćwiczenia Z Ewakuacji. Bardzo ważne ćwiczenia, dzień wcześniej każdemu kazali podpisać oświadczenie, że o nich wie i zobowiązuje się przyjść.
Dotarłam do Instytutu o siódmej trzydzieści i tak czekałam jak głupia, bo nie mogłam zacząć żadnej konkretnej pracy. Tyle tylko, że sobie kawę zrobiłam. O ósmej wszyscy założyli kurtki, kto miał parasol, to go wziął, pozamykaliśmy laboratoria i czekaliśmy na korytarzu na upragnioną syrenę. Dziesięć po zaczeliśmy się wściekać, bo, cytując panią Basię, "Mamy robotę, a to nie jest taka praca, że wystarczy rzucić długopis i uciec". Podobno syrena wreszcie się rozległa, nie wiem, bo jej nie słyszałam. JA jej nie słyszałam, ja, która musi na noc wyłączać wtyczki z kontaktu, bo jej prąd w kablach hałasuje. :P Po prostu szefowa stwierdziła, że już dzwonią i poszłyśmy za tłumem. Natężyłam słuch, ale usłyszałam tylko coś, co nadal uważam za kosiarkę do trawy pod oknem. Jeśli to była ta syrena, to ja bardzo dziękuję za takie BHP. Wyszliśmy wyjściem głównym, bo boczne ewakuacyjne były oczywiście pozamykane i udaliśmy się pod szlaban. Tam powitał nas pan strażak, podziękował za udział w ćwiczeniach i oznajmił, że już możemy wracać. Naliczyłam nas koło 40 sztuk, co jest bardzo fajnym wynikiem w instytucji zatrudniającej ponad 200 osób. Dodam jeszcze, że z labu od Janusza był tylko prof. S. :P
Chyba zaczynamy się powoli dogadywać z szefową. Wczoraj i dziś była dla mnie miła, wydawała konkretne polecenia i radziła zamiast się czepiać. I niby jestem zmęczona sobotą spędzoną w pracy, ale ciągle się szczerzę, sama nie wiem czemu. :)))))) Poza tym zdążyłam na autobus, który mi zawsze ucieka, bo mnie podwiozła na przystanek.
I była fajna burza z piorunami.
W całym Wrocławiu nie było dziś wody w kranach. W całym. U mnie tylko przez chwilę, ale w pracy (dosłownie drugi koniec miasta) ciągle jeszcze nie ma. Aż na onecie o tym napisali. :]
Jak się pomyśli o tym superzajebiście skomplikowanym układzie mechanizmów, które kierują istotą życia i spróbuje się to sobie wyobrazić, po czym dojdzie się do wniosku, że coś takiego nie prawa działać, a potem się sobie uświadomi, że przecież działa, to można uwierzyć w Boga. Przynajmniej taką wyższość ma moja obecna praca nad tymi zabawami w klonowanie, które robiłam u Janusza. :)
Tylko strasznie mi się nie chce jutro iść do roboty. :(
Mogłoby zamiast tego trochę popadać, bo serce się kraje jak się widzi te wyschnięte na siano bratki w klombach na Kazimierza Wielkiego. :( Co mi z tego słońca, jak i tak siedzę w dwóch swetrach i nie chcę wychodzić z domu? Zaraz się wezmę za sprzatanie, żeby trochę odtajeć. I muszę podlać kwiatki na balkonie.
P.S. Miałam nadzieję na jakieś komentarze odnośnie mojego pierwszego dzieła literackiego. :] Nie podobało się? ;)
Byłam dziś wreszcie na zwiedzaniu Pasażu Grunwaldzkiego. 1. Tak, trafiłam. :> 2. Nie, tym razem nie zamknęli. ;)
Zalety:
bliżej niż Galeria Dominikańska
empik - gorszy wprawdzie niż na Rynku, ale chyba ciut lepszy niż na Kościuszki (przynajmniej mają koraliki ;))
kino
Rossmann
Coffee Heaven
bankomat BZ WBK
wpłatomat (do tej pory jeden miałam w Koronie, a drugi na Bielanach :>)
dobrze zaopatrzone delikatesy tańsze niż moje osiedlowe sklepy spożywcze
Wady:
brak sklepu zoologicznego, a trochę na to liczyłam
Saturn - no żesz kuffa, myślałam, że to będzie taki drugi MediaMarkt, a to jest bieda z nędzą. Raz, że nie mają połowy potrzebnych rzeczy (ani śladu sprzętu komputerowego na przykład), to jeszcze ceny dwa razy takie, jak w MediaMarkcie w Galerii. I zepsuta klimatyzacja, która śmierdzi ozonem. Moja noga tam więcej nie postanie.
brzydka fontanna
drzwi obrotowe, które się zacinają średno co 3 minuty. Na razie tylko te są otwarte, potem pewnie będzie lepiej.
błędy gramatyczne na cenach w delikatesach, te same, co w budce wieśniaka, który ściął moją mirabelkę
I na koniec skarga, teraz już natury ogólnej: chciałam sobie kupić sukienkę na lato. Dlaczego wszystkie w tym sezonie muszą wyglądać jak stare i sponiewierane szlafroki?