CURRENT MOON
Blog > Komentarze do wpisu
Mili ludzie

Na przykład facet, dzięki któremu nadal mam słuchawki. A było tak.

Wracałam z Centrum Onkologii z krwią. Mam na tę krew specjalną saszetkę - lodóweczkę (wygląda jak kosmetyczka małej dziewczynki i wstydzę się ją wyciągać przy ludziach, ale trudno), żeby się za bardzo nie ogrzała. Jak szefowa jedzie samochodem, to wystarcza kubeczek z wkładem chłodzącym, ale ja muszę drałować na piechotę, co zajmuje mi godzinę i bardzo się zawsze boję, że ta krew się zagrzeje. Więc idę jak najszybciej i nie pozwalam, żeby mi uciekł tramwaj, którym mogę przebyć cztery ostatnie długie przystanki. Dziś mało brakowało, a byłby zwiał, więc gdy tylko zapaliło się zielone światło, ruszyłam biegiem i w tym biegu zaczepiłam słuchawkami o barierkę. I one na tej barierce zostały, a ja pobiegłam dalej klnąc w duchu, ale nie zamierzając przepuścić tramwaju dla słuchawek. Nawiasem mówiąc niewiele bym straciła, bo są stare, brzydkie, Panasonica, szumią, przerywają i trzeszczą, dźwięk z nich zawsze brzmiał jak z blaszanego pudełka i za pierwszą wypłatę zamierzam kupić nowe.
Ale nie doceniłam ludzkiej uprzejmości. Jeden pan, ktoremu z tego miejsca dziękuję i życzę powodzenia z życiu, podbiegł do barierki, znalazł słuchawki, odplątał, podbiegł do tramwaju, wypatrzył mnie, otworzył drzwi i przez otwarte mi je podał. :))))) Swoją drogą spokojnie zdążył wykonać te wszystkie czynności, bo motorniczy czekał, albo na jego uprzejmość, albo na zielone światło, nie dostrzegłam. Na mnie też by zapewne zaczekał, co nie zmienia faktu, że było mi miło.

Drugim dziś miłym człowiekiem jest Dagmara, którą też bardzo lubię i żałuję, że się nie zdążyłyśmy zaprzyjaźnić bliżej. Zresztą, nie tylko Dagmara, ale wszyscy moi byli współpracownicy z czwartego piętra. Nie dość, że ja ich zostawiłam w potrzebie i nie przyjdę pomóc, to jeszcze oni w kółko mnie pomagają, pocieszają i głaszczą po główce. Dziś Daga zaoferowała, że użyczy mi porcji swojej polimerazy, żeby sprawdzić, czy to, że mi nie wychodzi, nie jest przypadkiem winą tego, że moja zdechła. A gdyby z jej polimerazą nie wyszło, to zaoferowała, żebym puściła kilka próbek na ich termocyklerze. A tak naprawdę nie ich, tylko C., co oznacza, że musieliby iść do niej na żebry, żeby mi pomóc. Propzycji nie przyjęłam, ale znów mi było miło. Przyjęłam natomiast polimerazę i wyszły ciekawe rzeczy.

Uwaga, teraz będzie bełkotliwie i mało zrozumiale.

Najciekawszej rzeczy dowiedziałam się dzięki temu, że elektroforeza żelu z PCRem z polimerazą od Dagi szła krzywo. Dzięki temu udało mi się zobaczyć fragmencik żelu, który normalnie wywędrowywał sobie w bufor. I okazało się, że te prążki, które do tej pory brałam za primery, to wcale nie primery, bo primery są niżej. Nie wiem, czemu aż tak nisko, bo znajdują się poniżej dolnego poziomu loadingu, a to podobno niemożliwe. Tak więc COŚ się zamplifikowało, tylko teraz nie wiem, czym to COŚ jest. Ale nawet, jeśli okaże się być artefaktem, na przykład zamplifikowanymi niespecyficznie primerami, to zawsze jakiś postęp, udowadniający, że nauczyłam się mieszać. Tym bardziej, że mam je w każdym robionym w tym tygodniu PCRze, tylko ciągnęłam elektroforezę za długo i nie zauważyłam, że to nie primery. Źle, że nie mam pojęcia, na jakiej wysokości powinien być mój produkt. Szukałam go do tej pory dużo wyżej, a może on po prostu ma być taki malutki? Chciałam to sprawdzić, znalazłszy w necie długość genu MDR, ale Daga mi uświadomiła, że mało prawdopodobne, żeby szefowa namnażała cały gen, bo żadna polimeraza nie da temu rady. Teoetycznie mogłabym jeszcze znaleźć jego sekwencję i szukać w niej fragmentu, bo sekwencje primerów są napisane na probówkach z nimi, ale aż tak poświęcać mi się nie chce. Mogłabym też zadzwonić do szefowej i spytać, ale też mi się nie chce, wolę mieć nadzieję. A jutro zrobię kontrolę negatywną (woda zamiast matrycy) i zobaczymy, co wyjdzie.

Właśnie dostałam wiadomość od admina, że do końca miesiąca mamy nic nie ściągać, bo limit transferu nam się kończy. Jak dobrze, że w tym miesiącu nie będzie już żadnego Rzymu (to znaczy będzie, ale wytrzymam do czwartku). :)

czwartek, 22 lutego 2007, nita_callahan

Polecane wpisy

  • Pogoda we Wrocławiu

    Też taką macie? Pół godziny błękitnego nieba, potem na horyzoncie pojawia się czarna chmura, która zbliża się z wielką prędkością, robi się ciemno, a z chmury l

  • Ela ma kota

    Pewna pani przyniosła do weterynarza na operację roczną kotkę, maine coona, a potem po nią nie wróciła. Zapytana przez telefon wyjaśniła, że kota już nie chce,

  • Grrrrówno

    Notkę niniejszą piszę w imieniu babci, która do niczego już dzisiaj nie jest zdolna. Wróciłam z zakupami, umyłam włosy, a ciągle jeszcze nie jestem zmęczona. Mi

Komentarze
2007/02/23 16:38:53
Kurde. Nie zrozumiałem nic z przedostatniego akapitu. Ale to chyba dobry objaw, jakbym zrozumiał, to zacząłbym się siebie obawiać ;)))