CURRENT MOON
RSS
piątek, 07 marca 2008
Butelek ciąg dalszy

Opisywane w poprzedniej notce wydarzenia miały miejsce w czwartek po południu. Pań z obsługi zmywalni już się o tej porze nie uświadczy, więc nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc w nieszczęściu.
Nieszczęście polegało na niemożności dostania się do morderczej zawartości butelek, korki i zakrętki stanowiły z nimi monolit.
Wiecie, butelka zatkana grubym gumowym korkiem i dodatkowo zakręcona metalową nakrętką, o czymś takim. Owo coś było całkiem zardzewiałe, korek zassany i za diabła nie chciało się ruszyć. Próbowałam rękami. Próbowałam w rękawiczkach, próbowałam przez ręcznik i po wsadzeniu szyjki do ciepłej wody. Efektem było tylko pęknięcie żyłki gdzieś w lewej dłoni, ogromny siniak i fakt, że teraz nie mogę nic tą ręką chwycić. Próbowałam zrobić dziurę w korku nożyczkami, ale on ma w dostępnym miejscu parę centymetrów grubości, więc mogłam sobie dziabać. Pobiegłam na górę do sterylizatorni w nadziei, że tam mają doświadczenie w otwieraniu czegoś takiego, ale nie pomogli. Powiedzieli, ze oni tną takie rzeczy czasem nożem. Noża nie miałam. Pani Basia dała mi zamiast tego śrubokręt, którym próbowałam podważyć nakrętkę, ale się nie udało, za to śrubokręt mi się wygiął. Nie udało się też nożyczkami ani metalową szpatułką. W tym momencie dałam sobie spokój i poszłam do domu i tak minął dzień pierwszy walki z butelkami. Znów mnie boli łeb, więc dalszy ciąg nastąpi. :)

17:56, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
czwartek, 06 marca 2008
Trzeba coś pisać, bo statystyki spadają ;)

Tylko o czym, hmm?

Może o butelkach? Szkoda, że nie pisałam o butelkach na bieżąco, wtedy to była epopeja, a teraz, po fakcie, właściwie nie ma w nich nic ciekawego.
No ale.
Butelek było całe wiadro, przyniosła mi je pani Basia przy okazji sprzątania chłodni i kazała się nimi zająć, bo bezprawnie zajmują miejsce. Zawierały płynne pożywki i media do hodowli komórek zrobione w latach 1990 - 98 (tak przynajmniej wynikało z naklejek, na których był też numer mojego pokoju i inicjały szefowej, tak że nawet nie mogłam się wyprzeć) i nigdy nie używane. Widać było, że coś w nich żyje, nie zastanawiałam się co, ale sądząc po miejscu znalezienia (chłodnia Zakładu Mikrobiologii) żadnego przypuszczenia nie można odrzucić.
Pani Basia mi wytłumaczyła procedurę postępowania z takimi rzeczami u nich ("wylać tu, nalać denaturatu tyle, potrząsnąć, postawić tu i pani Honorata już dalej sobie poradzi" lub "wylać tu i włożyć do wiaderka, pójdzie dodatkowo do zabicia") i nawet pożyczyła denaturat, więc spoko. Problemy zaczęły się, kiedy spróbowałam odkręcić butelki. :>

A teraz mnie głowa boli, więc idę spać. Dokończę poźniej. ;P

18:16, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
piątek, 29 lutego 2008
Spotkanie po latach

Spotkałam się dzisiaj z kumplem, którego nie widziałam siedem lat. Przed tymi siedmioma laty uważałam go za przyjaciela.

Nie żebym nagle dziś zmieniła zdanie. Nie chodzi w żadnym razie o to, że przyjechał pozwać do sądu swojego byłego szefa a mojego wujka (nie tego, z którym mieszkam, innego). Tu tylko problem robi rodzina oczekując, że w tej sytuacji zerwę kontakty.

Tylko że:

- Co chwilę powtarzał, jak to sprawa mnie nie dotyczy, po czym uparcie do niej powracał w rozmowie
- Przy okazji plotek o różnych osobach z wielkim przekonaniem opowiadał rzeczy z rodzaju tych, w które z zasady nie wierzę
- Trochę przesadnie się chwalił mówiąc o swoim obecnym życiu
- Przystawiał się do mnie, czego nigdy wcześniej nie robił, a oczy miał szalone
- Mieliśmy stanowczo za mało czasu, żeby się porządnie wygadać

Jednym słowem było trochę inaczej niż kiedyś. I ciekawe, czy to on się zmienił, czy to ja wcześniej nie dostrzegałam w ludziach różnych rzeczy. Ale uj ze zmianami, i tak żałuję, że on jest tak strasznie daleko, a net ma tylko w pracy.

Umawialiśmy się tak:
On: Pod takim ciągiem sklepów, tam jest bank, fryzjer... Kojarzysz?
Ja: Nie...
On: No to powiedz gdzie.
Ja: Może pod takim wielkim zielonym blokiem? Wiesz o czym mówię?
On: Eeee...
W końcu daliśmy spokój i spotkaliśmy się pod Pasażem. Jak się pewnie domyślacie, zielony blok i ciąg sklepów okazły się być dokładnie tym samym miejscem. :>

22:40, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
poniedziałek, 25 lutego 2008
Ej

Dostaliście już PIT 11 za 2007 rok? Jaki numerek ma u was rubryka, w której wpisujecie przychód ze stosunku pracy? Bo u mnie 36, a według programu do liczenia PITów 35. I przez to każda kolejna rubryka jest nie w tym miejscu co trzeba, a jednej w ogóle nie ma, przez co koszt uzyskania przychodu trafia zupełnie w próżnię. Może ja jakiegoś innego PITa mam wypełnić, nie 37?

Nie mówiąc już o tym, że PITy 11 mam dwa, jeden z pracy, drugi jeszcze ze stażu i za cholerę nie wiem, jak mam obie te rzeczy zmieścić jednej linijce. Pytałam o to Tarkusa i Alakhaia rok temu, ale mnie wyśmiali, bo nie rozumieli w ogóle o co mi chodzi.

UPD. No dobra, po dłuższym namyślę doszłam do wniosku, że zasadnicze pytanie brzmi: gdzie w PIT 37 wpisać dane z rubryk 40 i 41 PITa 11?
Czy są tu jacyś ksiegowi? ;)

UPD.2 Dobra, chyba doszłam co i jak. :) Marudzenie zawsze mi pomaga. :)

19:19, nita_callahan
Link Komentarze (13) »
sobota, 23 lutego 2008
Niezłomne 37,5
Choroba kładzie wszystkich w rodzinie (właśnie dopadło Nataszę), a ja cięgle jestem odporna na zarazę, chociaż się nimi zajmuję. Mam tylko od tygodnia stan podgorączkowy, jak już wcześniej pisałam. 37,5o C niezależnie od pory dnia i od połkniętych lekarstw. Dziwne, nie? Nawet mnie gardło nie boli. Rozumiem, że w domu pełnym bakterii mój organizm musi jakoś na nie reagować, ale z drugiej strony mógłby się zdecydować w końcu: albo się kładę, albo mnie nie rusza.
Chociaż nie powiem, to miłe uczucie jak tak człowiekowi cieplutko. :)
18:53, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
piątek, 22 lutego 2008
Huśtawka nastroju

Zależna od tego, czy babci temperatura rośnie czy spada.

Sama mam od paru dni stan podgorączkowy bez żadnych innych objawów choroby (no, czasem dreszcze). Nie bardzo wiem, co z tym robić.

A jutro chyba w ramach odstresowania pojadę wydać jeszcze trochę pieniędzy. Może sobie spodnie kupię. I sukienkę. I Pratchetta. I co tam będę chciała.

Szefowa powiedziała wczoraj zdanie, po którym musiałam się odwrócić żeby ukryć uśmiech pełen złośliwego triumfu. Nie będę tego zdania cytować, bo to by było wredne, chociaż świadczy źle o niej, a nie o mnie. Może tym bardziej nie będę. Jak ktoś ciekawy, z czego mam Schadenfreude, niech się zgłasza na PW. ;)

20:06, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
środa, 20 lutego 2008
Drobiazgi

Jasna strona: napisał do mnie dobry znajomy nie widziany siedem lat. :)

Druga: znalazł mnie tutaj, co oznacza, że pan Marek wreszcie po roku zaktualizował stronę. Jak miło.

Ciemna strona: poprosił mnie o mediację w pewnej sprawie, w którą niespecjalnie mam ochotę się mieszać. Ale chyba i tak tę prośbę spełnię.

Druga, która mi właśnie przyszła do głowy: teraz zacznę dostawać codziennie tony spamu, jak szefowa.

A na Grunwaldzie już montują elektroniczne wyświetlacze na przystankach. Prawie jak metro. ;)

18:06, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
sobota, 16 lutego 2008
No i się spieprzyło

Jak zwykle na przełomie piątku i soboty. Już nie pamiętam, kiedy miałam normalny weekend, bez łez i stresów, a w dodatku taki, jaki sobie zaplanowałam.

Na przykład dziś, piszę to w tajemnicy ;), miałam ochotę zabrać Alakhaia i Tarka do Galerii na lody w ramach świętowania a) moich urodzin, b) trzynastki, c) umowy. Wydarzenia minione, ale do tej pory nikt inny ze mną na te lody pójść nie zdążył, pracoholicy jedni.
No i ta ochota mi tak jakby minęła, nie wiem, czy wróci.

No ale. W wieku osiemdziesieciu jeden lat można łatwo umrzeć na zapalenie płuc. Ale wcale nie trzeba, prawda?

12:50, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
piątek, 15 lutego 2008
Jaka szkoda, że to tak daleko

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75476,4929190.html

Pięć tysięcy lat świetlnych. To chyba oznacza, że ludzie nigdy nie ujrzą tamtego świata na własne oczy.

Kiedy byłam dużo, dużo młodsza, namiętnie oglądałam seriale takie jak "Ziemia 2" czy "Gwiezdna eskadra". I marzyłam, że może kiedyś, tak jak ci pożarci na początku "Obcego 2" osadnicy, będę badać obce planety i kształtować je na ziemskie podobieństwo.

Dużo później, na jakiejś bardzo pijanej nocnej imprezie, zwierzyłam się ze swych dziecięcych marzeń kolegom z roku. I okazało się, że oni oglądali w swoim czasie te same filmy i mieli, wciąż mają, identyczne pragnienia.

Niestety, nie dożyjemy.

19:00, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
czwartek, 14 lutego 2008
Czemu ludzie tak mnie lubią, przecież ze mnie taka jędza...

Na przykład dziś będę na forum publicznym obmawiać własnego ojca.

Nie chce mu się codziennie ścielić łóżka, więc śpi w ubraniu na niepościelonym. Wieczorem się nie myje, rano też nie codziennie, bo nie ma czasu. Śpi bez przykrycia, bo mu się nie chce nakrywać.
Dostał zapalenia oskrzeli, leży w piżamie, nadal bez pościeli, albo chodzi po domu i zaraża. Wczoraj wujek bezskutecznie go uczył obsługi kropli do nosa. Dzisiaj dzwonił do mnie do pracy z pytaniem: strasznie kaszle i nie wie, czy to tak ma być. Postawił obok łóżka odkręconą butelkę soku, oczywiście ją przewrócił i zrobił awanturę na cały dom. Cytuję: głupi sok, perfidnie rozlał mu się na dywan. Przed chwilą zaniosłam mu aspirynę - nie weźmie, bo nie jest głodny. Nie wieźmie, bo nie ma siły. Nie wieźmie, bo nie.

Czasem sobie myślę, kim mogłabym być, gdybym miała za ojca normalnego człowieka.

18:00, nita_callahan
Link Komentarze (1) »