Nie dość, że przez ten urlop mam napisać nowy wniosek o nowy grant, tym razem dotyczący nie polimorfizmu a ekspresji tamtych genów.
Musiałam dzisiaj rano, w pierwszy dzień dwutygodniowego urlopu, iść do pracy żeby wysłać próbki do sekwencjonowania. Nie wyrobiłam się w zeszłym tygodniu z mojej winy, więc nie protestowałam. Trochę mniej mi się podobało, że potem miałam siedzieć i czekać na kuriera z primerami, ale w piątek się okazało, że nie muszę, bo szefowa nie zdążyła ich na czas zamówić. Zapowiadało się, że wyślę próbki (trzeba zdążyć do jedenastej) i będę mogła się zwinąć do domu. Próbki zapakowałam, dowiedziałam się, że nasza nowa sekretarka jest dzisiaj u lekarza i nie wiadomo, kiedy będzie, więc załatwiłam "numerek" korespondencji nielegalnie, wpisując go do zeszytu ZOZu u dziewczyn na górze i obiecując, że się potem szefowa rozliczy. Zostawiłam przesyłkę panu Andrzejowi, którego jeszcze nie było w pracy, z karteczką, że ma ją wysłać DHLem. Niby to wszystko, co miałam w obowiązkach.
Gorzej, że dzisiaj z rana zastałam niedziałającą klimę i po konsultacji z szefową musiałam dzwonić, wysyłać faksy (z braku pana Andrzeja od dziewczyn na górze, obiecując, że się szefowa rozliczy...), dzwonić i dzwonić, żeby zamówić pana z serwisu. Ku mojej radości nie chciał przyjechać, ale w końcu szefowa zadzwoniła do niego sama, a potem do mnie, że wszystko w porządku, tylko niech się pani nie denerwuje, będą koło trzeciej wracać z Długołęki to do pani wpadną. Aha.
W międzyczasie poszłam do pana Andrzeja, gdzie dowiedziałam się, że jest problem, który zresztą przewidywałam, dlatego przyniosłam byłam mu numer telefonu na karteczce. Otóż infolinia kurierska nie chce przyjąć paczki z taką zawartością, co za idioci. Wiem, odpowiedziałam, ostatnim razem musiałam ich okłamać co do tej zawartości, a tu jest numer bezpośrednio do kuriera, który już nie będzie zadawał pytań. Pan Andrzej zadzwonił, kurier powiedział, że przyjedzie dopiero koło 14:30, a pan Andrzej, że wtedy go już nie będzie, więc zostawimy kopertę na portierni.
(mija dużo dużo czasu...)
Panowie od klimy przyszli przed piętnastą, sprawdzili i okazało się, że klima jest zdrowa, tylko szefowa zmieniając bakterie w pilocie wyłączyła chłodzenie. :PPP
Wychodząc do domu widziałam jeszcze, że próbki dalej leżą na portierni i lekko się wkurzyłam, bo tak leżeć to one mogą w lodówce, zwłaszcza gdy jest ciepło. A potem zobaczyłam furgonetkę DHLu, która przejechała Ślężną i wcale nie skręciła do instytutu, tylko pojechała w siną dal. Uznałam to za podejrzane, więc zwinęłam się sprzed nosa nadjężdżającemu tramwajowi do domu i jeszcze raz wróciłam z mocnym postanowieniem zrobienia kurierowi awantury, gdyby się okazało, że jednak nie przyjedzie. Powiedział jednak, że pamięta i przyjedzie, więc pomyślałam, ż pierdolę nie robię, więcej nie można ode mnie wymagać. Poszłam do domu i spałam do teraz.
Upomnę się o ten dzień.